środa, 31 października 2012

Peeling kawowy... skóry głowy :)


Po peelingu do twarzy i ciała przyszedł w końcu czas  na wypróbowanie peelingu do skóry głowy :) Skalp również wymaga oczyszczenia raz na jakiś czas, nawet jeśli nie używamy mocno nadbudowujących się produktów. Peeling pomaga pozbyć się obumarłego naskórka, odblokowuje ujścia mieszków włosowych. Skalp po takim zabiegu będzie się mniej przetłuszczał, peeling może tez ograniczyć łupież. Masaż skóry głowy jest natomiast najlepszym sposobem na pobudzenie wzrostu włosów :)

Najczęściej polecanym i spotykanym sposobem jest peeling z brązowego cukru wymieszanego z szamponem/odżywką/olejem. Ja jednak, ze względu na hurtowe ilości fusów od kawy (mój narzeczony pije kawę z ciśnieniowego ekspresu) w domu i ze względu na stymulującą cebulki kofeinę zdecydowałam się na peeling z użyciem kawowych fusów.

Łyżkę drobno zmielonej kawy wymieszałam z łyżką odżywki Isany (beżowa). okazało się, że taka mieszanka nie najlepiej się wciera, więc dodałam jeszcze trochę szamponu Klorane z chininą. Mieszankę wcierałam dokładnie w skalp, kawałek po kawałku, rozdzielając włosy na kolejne przedziałki. Cały zabieg zabrał mi około 5 minut. Potem spłukałam całość i umyłam włosy ponownie szamponem. Najbardziej obawiałam się problemów z wypłukaniem ziarenek z włosów, na szczęście poszło zupełnie bezproblemowo. Nie wiem, czy posiadaczkom długich pukli również pójdzie tak łatwo, ale dzięki odżywce mieszanka jest dosyć śliska i łatwo spływa.

Efekty? Skóra głowy jest wyraźnie oczyszczona, czuć, że łatwiej jej się oddycha :) Dodatkowo włosy są wyraźnie uniesione u nasady i bardziej puszyste. Będę sobie fundować taki peeling na pewno raz na dwa tygodnie, szczególnie teraz, kiedy włosy będę dusić czapką.

poniedziałek, 29 października 2012

Super jedzenie - cz. V - tran

Domyślam się, że większość z Was wykrzywia się z obrzydzeniem na samą myśl o tranie ;) Nie wiem, czy tak jak mnie, katowano was codziennym łykaniem łychy tego specyfiku, ale generalnie tran budzi nieprzyjemne skojarzenia...
A szkoda, bo tran i tłuste ryby są jednymi z najlepszym produktów spożywczych, jakimi dysponuje ludzkość, szczególnie cennymi w naszym, umiarkowanym klimacie o długich i ciemnych zimach...

Najważniejszym składnikiem, zarówno z punktu widzenia naszego zdrowia, jak i urody są nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3.


Kwasy omega-3 to niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe (NNKT), pochodzące z oleju z ryb morskich (kwas eikozapentaenowy EPA oraz kwas dokozaheksaenowy – DHA) oraz z produktów roślinnych (kwas α- linolenowy ALA). Pełnią ważną rolę na każdym etapie życia człowieka. Sprzyjają odpowiedniej pracy mózgu, układu nerwowego i narządu wzroku. Pozytywnie wpływają na funkcje intelektualne (pamięć, szybkość uczenia się, koncentracja, twórczość, rozumienie mowy). Dodatkowo wspomagają naturalną odporność organizmu. Kwasy tłuszczowe omega-3 są ważne dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu, od momentu poczęcia przez całe życie. Kwasy te są głównym budulcem m.in. mózgu płodu, a później człowieka dorosłego. Są ważne dla budowy i prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego i oczu. Wchodzą w skład błon komórkowych naczyń krwionośnych, pozytywnie wpływają na serce. Mają wpływ na procesy zapalne i reakcje alergiczne w naszym organizmie. Zmniejszają ryzyko wystąpienia wielu chorób cywilizacyjnych.Najważniejszym źródłem kwasów omega-3 EPA (kwas eikozapentaenowy) oraz DHA (kwas dokozaheksaenowy)jest tłuszcz ryb morskich żyjących na dużych głębokościach.  Najwięcej oczywiście ma tran i inne oleje rybie, ale jedzenie tłustych ryb morskich, jeśli ktoś nie może znieść tranu też dostarczy nam dużych ilości cennych składników.

Dodatkowo, tran i ryby morskie zawierają niezbędną nam witaminę D. Witamina D ma szerokie spektrum działania, a jej rola w organizmie jest bardzo istotna. Od dawna stosowano ją w zapobieganiu krzywicy i osteoporozy.Jest niezwykle ważna w celu wspomaganiu odporności, bierze udział w procesie wchłaniania wapnia i fosforu z przewodu pokarmowego i przyczynia się do utrzymania zdrowych kości i zębów. Jako lek ma szerokie zastosowanie w leczeniu i profilaktyce wielu chorób cywilizacyjnych, m.in. nowotworowych, układu krwionośnego, stwardnieniu rozsianym, stanach zapalnych skóry itp.

W Polsce odnotowuje się wysoki odsetek niedoborów witaminy D we wszystkich grupach wiekowych.  Witaminę uzyskujemy przede wszystkim w wyniku syntezy skórnej na skutek ekspozycji słonecznej. W naszym klimacie, w okresie od jesieni do wiosny, nie ma odpowiedniego nasłonecznienia. Drugim naturalnym źródłem  jest pokarm – w tym przede wszystkim tłuste ryby, takie, jak łosoś, dorsz, tuńczyk, śledź, makrela, produkty mleczne oraz żółtkach jaj. Tran i oleje rybne są najbogatszym, naturalnym źródłem witaminy D.

Ze względu na ilość NNKT tran i tłuste ryby są jednym z najlepszych sposobów na wzmocnienie włosów, piękną i gładką cerę i pokonanie trądziku. Niedobór NNKT prowadzi m.in. do nieprawidłowej budowy cementu międzykomórkowego i błon komórkowych w skórze. Staje się ona „nieszczelna" i zaczyna uciekać z niej woda - w efekcie rogowacieje, a włosy stają się przesuszone, przerzedzone i łamliwe. O dostarczenie do organizmu NNKT powinny zwrócić uwagę zwłaszcza osoby borykające się z problemami skórnymi, gdyż przyspieszają one regenerację ran, łagodzą też zmiany trądzikowe. NNKT usprawniają funkcjonowanie gruczołów łojowych, hamują procesy starzenia skóry i zapobiegają jej wysychaniu.

Dobra wiadomość dla tych z Was, które boją się smaku tranu - obecnie produkowane trany pozbawione są rybiego zapachu i smaku niemal w 100%. Łykanie oleju co prawda nie należy do przyjemności ;), ale obawy o rybi aromat możemy schować do kieszeni :) Ja używam tranu Mollers, o smaku cytrynowym i naprawdę jest bez problemy "przełykalny" :) 

Ostatnio niestety zarzuciłam regularne picie tranu, ale od 1 listopada wdrażam (na razie jednoosobową) akcję "Piję tran" :) O postępach będę Was na bieżąco informować na blogu.

Marta

PS. Co do stosowania tranu zewnętrznie - stosuje się go w tej formie do smarowania trudno gojących się ran i odleżyn. Wymieszany z olejkiem pichtowym w proporcjach 2:1 podobno świetnie leczy trądzik (jeszcze tego nie sprawdzałam). 

środa, 24 października 2012

Drogocenny olejek czy drogi bubel?

Dostałam wczoraj od koleżanki sporą odlewkę olejku Lierac - Huile Sensorielle aux 3 Fleurs (Zmysłowy olejek z 3 kwiatami do skóry i włosów).

Według obietnic producenta jest to:
wszechstronny olejek do skóry i włosów z limitowanej "Bialej kolekcji". Stanowi wyjatkową mieszankę unikalnych olejków roślinnych i subtelnych białych kwiatów. Bursztynowy olejek o niezwykle zmysłowym zapachu i lekkiej, delikatnej i jedwabistej konsystencji szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Dzięki wysokiej zawartości NNKT oraz witamin i flawonoidów niezwykle skutecznie chroni skórę i włosy przed odwodnieniem i atakami wolnych rodników.

Olejek można stosować na wilgotna lub suchą skórę i włosy. Dodany do kąpieli zmienia się w mleczko o właściwościach zmiękczających i ochronnych. Subtelny zapach zapewnia chwile prawdziwej przyjemności i relaksu.

Składniki aktywne:
- olej arganowy - regeneruje, odżywia i chroni skóre przed atakami wolnych rodników
- olej z pestek winogron - działa kojąco, regeneruje skóre i włosy
- olej ze slodkich migdałów - łagodzi podrażnienia, zapobiega wysuszeniu skóry i włosów
- olej z orzechów laskowych - remineralizuje, odzywia i koi
- ekstrakt z jaśminu - relaksuje i sprzyja harmonii ciała i umysłu. Wzmacnia i upiększa włosy 
- wyciąg z gardenii tonizuje skórę, relaksuje ciało i umysł
- olejek z kamelii przywraca włosom blaski i witalność oraz pomaga zwalczać oznaki przedwczesnego starzenia się skóry

Olejek kosztuje około 90-120 zł za 100 ml, w zależności od sklepu.
A jak wygląda prawda :)?

Skład kosmetyku: 
(INCI): C12-15 ALKYL BENZOATE. DIISOPROPYL SEBACATE. POLYGLYCERYL-6 DIOLEATE. PEG-8 CAPRYLIC/CAPRIC GLYCERIDES. CORYLUS AVELLANA (HAZEL) SEED OIL. WATER (AQUA). PROPYLENE GLYCOL. CAMELLIA KISSI SEED OIL. ARGANIA SPINOSA KERNEL OIL. SQUALANE. FRAGRANCE (PARFUM). PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL. CAPRYLYL GLYCOL . VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL. JASMINUM OFFICINALE (JASMINE) FLOWER EXTRACT. COLEUS FORSKOHLII ROOT EXTRACT. HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL. OLEA EUROPAEA (OLIVE) FRUIT EXTRACT. POLYGONUM CUSPIDATUM EXTRACT. TRITICUM VULGARE (WHEAT) GERM EXTRACT. GARDENIA FLORIDA EXTRACT. TOCOPHEROL. BUTYLENE GLYCOL. POTASSIUM SORBATE. SODIUM BENZOATE. SODIUM CITRATE. CITRIC ACID

Mamy tu więc syntetyczne substancje natłuszczające, syntetyczne emulgatory. Potem olej z orzecha laskowego, woda i glikol propylenowy (syntetyczny humektant). Potem olej z kamelii, olej arganowy i skwalen. Inne wartościowe substancje roślinne - olej z migdałów, z winogron, wyciąg z jaśminu  olej słonecznikowy, oliwa z oliwek, olej z zarodków pszennych, ekstrakt z gardenii znajdują się w składzie PO zapachu, czyli w  stężeniach mniejszych niż 0,5%. 

Moim zdaniem - słabo. Nie jestem maniaczką oszczędzania na kosmetykach i lubi wydać większą sumę na coś luksusowego od czasu do czasu. Ale - w tej cenie możemy sobie wymieszać, kupując te same, wyłącznie wartościowe i cenne półprodukty najlepszej jakości, nierafinowane/organiczne,  minimum 250 ml takiego olejku, składającego się z samych olejków :)

Ok, super naturalny to on nie jest, ale może przynajmniej działa?

Cóż, dla mnie ten produkt jest ohydny. Naprawdę, rzadko co mnie obrzydza, w olejach taplam się codziennie. Niestety, ten produkt ma dziwną, jakby żelowatą konsystencję. W dotyku początkowo jest tłusty, jak to olejek, ale po chwili robi się lepki i suchy. Nie umiem opisać tego uczucia, ale trochę jak guma/pasta do włosów?

Pachnie bardzo mocno. Nie jest to zapach brzydki, zresztą to kwestia gustu, ale na dłuższą metę może przeszkadzać. Nałożyłam go na włosy  - obrzydlistwo. Włosy momentalnie lepkie, w strąkach, początkowo błyszczące, ale po chwili błysk zamienił się w tłusty połysk brudnych włosów. Produkt absolutnie się we włosy nie wchłania, nie sądzę, żeby mógł je odżywić w jakikolwiek sposób. Użyłam go na suche łokcie i miałam wrażenie, że sweter się do mnie przyklei :D Na twarz nie odważyłam się użyć. 

Wiem, ze podobny olejek ma w swojej ofercie Nuxe - kiedyś używałam próbki, ale też nie wspominam jej dobrze. Jak widać, pod etykietkami luksusowych produktów sprzedaje się mieszankę tanich syntetyków i kilka kropli oleju. Rozumiem politykę firm, ale absolutnie nie zrozumiem zachwytów użytkowniczek, na przykład na Wizażu... Magia ceny i "wyższej półki"?

Marta


wtorek, 23 października 2012

Testowane na gwiazdach filmowych - odżywka Tara Smith Straight Away

Taka mała buteleczka, a tak długo czekała na zdenkowanie i recenzję :) Odżywkę kupiłam za jakąś niedużą sumę, przy okazji zakupów w Paatal. Wiedziałam o niej tyle co nic, skusiła mnie jednak informacja, że jest organiczna i wegańska.

Opakowanie:
Nieduża, zgrabna buteleczka. Płaska, dobrze trzyma się w dłoni. Wygodne zamknięcie z aplikatorem, choć i tak pod koniec miałam problem z wydobyciem resztek odzywki przez mały dzióbek.

Zapach:
Intensywnie cytrynowy. Nie zostaje na włosach po spłukaniu i wysuszeniu włosów. Dość przyjemny, aczkolwiek pod koniec opakowania miałam go dosyć i zaczął przypominać mi kostkę toaletową...
Skład:
Aqua, Oleyl Erucate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Distearyldimonium Chloride, Behentrimonium Methosulfate, Distearoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Decyl Oleate, Dicaprylyl Ether, Lauryl Alcohol, Hydrolyzed Algae Extract, Parfum, Saccharomyces Copper Ferment, Saccharomyces Magnesium Ferment, Saccharomyces Iron Ferment, Saccharomyces Silikon Ferment, Tocopheryl Acetate, Hydrolyzed Corn Protein, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Soy Protein, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Limonene, Linalool.

Przyzwoity skład, bez SLS, SLES, parabenów i silikonów. Sporo protein - algi, kukurydza, pszenica i soja. Ekstrakty z drożdży sfermentowanych w obecności jonów miedzi, żelaza, magnezu i krzemionki.

Konsystencja i kolor:
Biały, gęsty krem, o dość puszystej według mnie konsystencji :) Przypomina jakiś smakowity deser alb mocno ubitą kremówkę. Uwielbiam gęste odżywki, więc za to duży plus.

Użycie:
Nakładałam wyłącznie po myciu szamponem. Raz spróbowałam jako pierwsze O w OMO, ale nie zauważyłam wtedy żadnego jej działania. Do mycia się moim zdaniem nie nadaje, bo słabo się pieni i zostawia na włosach film. Ale użyta jako odżywka/maska po myciu spisuje się rewelacyjnie! Z założenia jest to odżywka wygładzająca. Ja mam kompletnie proste włosy, więc bałam się efektu przylizania. Ale na szczęście odżywka wygładza włos, niekoniecznie obciążając skalp i cała fryzurę. Włosy są bardzo gładkie, łuski domknięte, a co za tym idzie są bardzo lejące i błyszczące. Idealnie nawilża. Nałożona na włosy zostajke przez nie niemal całkowicie wchłonięta. Bałam się nieco sporej ilości protein, ale moje wysokoporowate włosy zdecydowanie pokochały tę odżywkę.  Używałam jej bardzo intensywnie po rozjaśnieniu włosów i dzięki niej moje włosy przestały łamać się jak szalone. Teraz i tak obcięłam te wszystkie suche połamańce ;) ale mam wrażenie że między innymi ta odżywka zapobiegła dalszemu  rozprzestrzenianiu się niszczeń :) W najgorszym okresie używałam jej też jako odzywki b/s, bez obciążania i strąków. 

Podsumowanie:
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Za tę cenę (około 7 zł) dostajemy całkiem sporą ilość (100 ml) bardzo wydajnej i działającej odżywki. 

Znacie ten produkt? Używacie, lubicie? Ja teraz czaję się z na jej siostrę - Feet Root. Niesttey, w Paatal już ich nie ma, ale znalazłam tutaj :)

Marta


sobota, 20 października 2012

Maseczka z zielonej herbaty - DIY



Cudowne właściwości zielonej herbaty są szeroko znane.  Jest bogata w polifenole, kofeinę, taninę, żelazo, wapń, potas oraz witaminy A, C, B, E i K.Należy do produktów posiadających zdolność zwalczania rożnych form wolnych rodników. Chroni przed promieniami UV. Zielona herbata  wzmacnia  włosy, przyspiesza ich wzrost i przeciwdziała ich wypadaniu. Skutecznie walczy z suchą skórą, nawilża naszą skórę i łagodzi podrażnienia. Zielona herbata hamuje aktywność enzymów odpowiedzialnych za nasilenie pracy gruczołów łojowych, a w efekcie tworzenie się zaskórników. Dodatkowe działanie antybakteryjne i przeciwzapalne pomaga w leczeniu trądziku i wyprysków skórnych.Picie zielonej herbaty przyspiesza wydzielanie toksyn z organizmu i poprawia metabolizm. Poprzez wspomaganie szybszego spalania tłuszczu przyspiesza proces odchudzania. Dodatkowo brak toksyn w organizmie powoduje, że skóra ładniej wygląda, jest gładsza i bardziej napięta.

Staram się zamieniać kawę na zieloną herbatę, ale na razie słabo mi to wychodzi (uwielbiam smak kawy z dużą ilością mleka :) ). Zielona herbata również świetnie pobudza, rozjaśnia umysł i wspomaga koncentrację. 

Dzisiaj, w ramach małego domowego SPA postanowiłam zrobić sobie jakąś maseczkę. Nie miałam jakoś ochoty na spirulinę ani na cytrynowego Hesha, wpadłam więc na pomysł wymaziania się zieloną herbatą :) Od kilku tygodni walczę z wysypem, który nie chce zniknąć, z podrażnieniami  które nie chcą się goić. Pomyślałam więc, że wykorzystam przeciwzapalne i rozjaśniające właściwości herbaty.

Najlepsza do maseczki byłaby herbata w postaci pyłku, czyli japońska matcha. Niestety  nie posiadam jej na składzie. Wzięłam więc łyżkę stołową herbaty sencha i zmieliłam w młynku do kawy na bardzo drobny proszek. Zalałam odrobina gorącej wody. Kiedy przestygła dodałam trochę skrobi kukurydzianej - żeby uzyskać bardziej zwartą, kremową konsystencję maseczki - nie chciałam żeby sucha herbata odpadała mi z twarzy ;) Poza tym, liczyłam na matujące i zwężające pory działanie skrobi. Maseczka po wymieszaniu wygląda i pachnie bardzo podobnie do henny - bura masa o trawiastym zapachu. Kiedy zaczyna wysychać na twarzy pachnie bardzo ładnie, delikatnie i odświeżająco.

A efekty? Tak jak się spodziewałam - po około 20 minutach zmyłam maseczkę i zobaczyłam rozjaśnioną  wygładzoną twarz. Podrażnienia się wyraźnie uspokoiły, zaczerwienienia zniknęły. Pory zwężone, skóra matowa. Trądzik oczywiście nie ulotnił się magicznie, ale mam nadzieję, że skóra wchłonęła z herbaty to, co jej się przyda w walce z wypryskami :) Maseczka bardzo przyjemnie chłodzi, wiec uczucie świeżej, napiętej (ale nie ściągniętej) skóry zostaje na długo.

Zielona herbata w tej postaci na pewno trafi na stałe do mojego twarzowego menu. Napiszę po kilku użyciach jak sprawuje się w długofalowym działaniu. Zachęcona efektami zewnętrznymi na pewno będę tez częściej sięgać po napar z zielonej herbaty :)






piątek, 19 października 2012

Super jedzenie cz. IV - len


Dzisiejszy odcinek cyklu poświęcony będzie roślinie dobrze znanej wszystkim włosomaniaczkom.

Len to roślina, która towarzyszyła człowiekowi od najdawniejszych czasów. Niegdyś z lnu wytwarzano przede wszystkim ubrania oraz włókna, jednak bardzo szybko odkryto, że len może być nie tylko rośliną uprawną czy ozdobną, ale również leczniczą. Dzisiaj coraz częściej sięgamy po produkty właśnie z lnu, a do nich należy między innymi siemię lniane oraz olej lniany.


W sferze naszych zainteresowań urodowych mieszczą się oba produkty. Najpierw kilka słów o nasionach, czyli o siemieniu.

Płaskie szaro-brązowe nasionka maja wielkość około 2-3 mm, a po zalaniu ich wodą stają się większe, ciemnobrązowe i pęcznieją, otaczając się śluzem.  Produkty, w skład których wchodzą nasiona lnu, są bogate w witaminy i składniki mineralne. Chodzi tu przede wszystkim o obecność w nasionach lnu tak cennych składników jak wielonienasycone kwasy tłuszczowe (WNKT) , błonnik, witamina E, witaminy z grupy B, magnez, wapń, żelazo i cynk.

Siemię lniane najlepiej zjadać w postaci galaretki - nasiona zalewa się wrzącą wodą i odstawia do napęcznienia. Zjadamy taki kisielek razem z ziarenkami, dokładnie je gryząc  Można dodać do mieszanki nieco miodu, albo soku malinowego do smaku.
Siemię lniane mielone pozbawione jest większości wartości odżywczych, a zawarty w nim olej lniany bardzo szybko jełczeje.


pomaga w nieżycie żołądka i dwunastnicy,
Zalety siemienia lnianego:
poprawia perystaltykę jelit,
łagodzi dolegliwości związane ze stanem zapalnym oskrzeli i gardła (zwiększa wilgotność śluzówki),
jest dobrym źródłem lecytyny (pomaga wzmocnić koncentrację i usprawnia pamięć),
zmniejsza uczucie głodu, powodując poczucie sytości,
przeciwdziała wzdęciom,
ma właściwości grzybobójcze i antyutleniające,
ma działanie podobne do estrogenu (dzięki zawartości fitoestrogenów), łagodzi objawy menopauzy i stosowany jest w profilaktyce nowotworowej.

Siemię lniane to także szereg dobrodziejstw dla naszej urody:
- pomaga cerze problematycznej i trądzikowej (cynk, witaminy B)
- nawilża skórę i włosy "od środka"
- działa przeciwstarzeniowo (kwasy tłuszczowe, fitoestrogeny)
- przyspiesza porost włosów
- wzmacnia kruche panokcie i łamliwe włosy.

Siemię można oczywiście stosować zewnętrznie - lnianego glutka możemy nakładać samodzielnie jako maseczkę, lub dodawać go do gotowych maseczek. Idealnie sprawdza się jako nawilżający składnik wzbogacający maski i odżywki do włosów, a także sam jako maseczka/kuracja nawilżająca. Można go rozcieńczyć i stosować jako płukankę po myciu włosów. Kręconowłose z powodzeniem używają lnianego żelu jako stylizatora swoich pięknych loków :)


Ogromne bogactwa kryje w sobie też olej lniany:


Działanie oleju lnianego jest niezwykle wszechstronne. Przede wszystkim bardzo ważne dla naszego organizmu jest dostarczanie kwasów omega 3 oraz 6, gdyż to one mają najważniejsze działanie na wiele organów. 
Olej lniany ma dobroczynny wpływ na działanie układu nerwowego. Wykorzystywany jest między innymi do leczenia wielu schorzeń mózgu, między innymi stosowany może być w leczeniu choroby Alzheimera i stwardnienia rozsianego. Jeden z kwasów, wchodzących w skład oleju lnianego, mianowicie kwas alfa-linolenowy(ALA) bierze również udział w tworzeniu kwasu DHA, bez którego nasz mózg nie byłyby w stanie normalnie funkcjonować. Bardzo ważne znaczenie olej lniany ma także dla całego układu sercowo – naczyniowego. Wspomniany wyżej kwas alfa-linolenowy(ALA) bierze udział w obniżaniu poziomu tak zwanego „złego cholesterolu”. Składniki zawarte w oleju lnianym skutecznie są w stanie zapobiegać miażdżycom serca oraz zawałom, popularnym obecnie chorobom cywilizacyjnym.
Olej pomaga skutecznie redukować tkankę tłuszczową i utrzymywać właściwą równowagę hormonalną, niezbędną do osiągnięcia odpowiedniej wagi.Przyjmowanie oleju lnianego może także doskonale zapobiegać występowaniu reakcji alergicznych.


Wpływ oleju lnianego na skórę i włosy:
Zawarte w oleju składniki doskonale poprawiają elastyczność skóry. Olej lniany doskonale nawilża. 
Olej lniany  leczy wszelkie schorzenia związane ze skórą. Można wykorzystywać go zarówno do leczenia trądziku różowatego, jak i oparzeń słonecznych. Produkt ten polecany jest  przede wszystkim osobom ze skórą wrażliwą oraz delikatną.

Olej lniany ma niesłychanie ważne znaczenie dla naszych włosów. Brak kwasów omega-3 może powodować, że nasze kosmyki stają się suche, zniszczone oraz matowe. Warto  spożywać porcję oleju lnianego,aby szybko poprawić  kondycję naszych włosów.

Zawarte w oleju kwasy doskonale wzmacniają płytkę paznokci, zapobiegając jednocześnie ich łamliwości oraz rozdwajaniu się.



Olej niestety, smaczny nie jest :/ Najlepiej chyba smakował mi w postaci pasty dr Budwig:

2-3 łyżki stołowe oleju lnianego
12,5 dkg chudego białego sera

Najlepiej wcinać ja rano, można dowolnie przyprawić, dodać płatki, zioła, cokolwiek, co poprawi jej smak :) Pasty, ani oleju nie wolno absolutnie podgrzewać.

Olej lniany to mój ukochany olej - niekomedogenny, szybko się wchłania, świetnie nawilża. Stosuje go jako olej bazowy w OCM, na noc zamiast kremu. Nakładam samodzielnie na skalp i włosy, a najczęściej jego 1 łyżeczka ląduje w gotowej masce/odzywce. Jest bezpieczny dla wysokoporowatych włosów.

A siemię lniane wcinam codziennie, także w ramach akcji Klub Pijaczek Siemienia :)







środa, 17 października 2012

Mistrz nawilżania - mleczan sodu

 

 Mleczan sodu to sól sodowa kwasu mlekowego. Działa silnie nawilżająco i przeciwbakteryjnie. Jest składnikiem wielu kosmetyków. Stabilizuje mocznik w mieszankach, reguluje ich PH.   Działa konserwująco  i zwiększa aktywność antyoksydantów. Uważany za humektant skuteczniejszy niż kwas hialuronowy czy gliceryna.Dodany do środka myjącego czy szamponu zwiększa komfort jego użytkowania, niwelując uczucie ściagniecia czy przesuszenia skóry.

Kupiłam mleczan sodu w Naturalisie, szczerze mówiąc nie bardzo pamiętam po co :D Nie do końca wiedziałam w czym i jak go użyć. Wczoraj postanowiłam wzbogacić o niego maskę do włosów. Męczę się ze zdenkowaniem Placenty Kallosa, więc padło na nią. Na łyżkę maski dodałam łyżeczkę oleju lnianego i kilka kropel mleczanu sodu. Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania !!! Moje włosy są tak nawilżone  że przypominają w dotyku i wyglądem te z czasów przed rozjaśnianiem. NIC, żadna maska, żaden olej do tej pory tak nie zadziałało... Owszem wygładzały włosy na powierzchni, często je oblepiając dodatkowo, ale mleczan sprawił, że są nasycone, czuć, że włos ma w sobie wystarczająco ilość wilgoci. Jednocześnie błyszczą się niesamowicie i są mięciutkie...
Zakochałam się w tym półprodukcie, teraz szukam tylko dla niego zastosowania twarzowego,ale ponieważ jestem kiepska w mieszaniu to muszę poszukać jakiegoś przepisu na serum/tonik, cokolwiek :) Na pewno będzie trafiał do szamponu i żelu do mycia. Może macie jakieś pomysły na jego wykorzystanie, jakieś doświadczenia, przepisy?





poniedziałek, 15 października 2012

10 dni z Jantarem - szybkie podsumowanie

Wcierka Jantar to kosmetyk, który śmiało można już nazwać kultowym. Po wszystkich pozytywnych recenzjach, informacjach o planowanym wycofaniu produktu ze sprzedaży i problemach z jego dostępnością zaopatrzyłam się w 4 butelki :) Skończyłam pierwszą - starczyła mi mniej więcej na 10 dni codziennego stosowania. 

Wcierka ma cudowny skład: 
Aqua, Propylene Glycol, Glucose, Calendula Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Salvia Officinalis Extract, Pinus Sylvestris Extract, Arnica Montana Extract, Arctium Majus Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Hedera Helix Extract, Tropaeolum Majus Extract, Nasturtium Officinale Extract, Amber Extract, Disodium Cystinyl Disuccinate, Panax Ginseng, Arginine, Acetyl Tyrosine, Hydrolyzed Soy Protein, Polyquaternium-11, Peg-12 Dimethicone, Calcium Pantothenate, Zinc Gluconate, Niacinamide, Ornithine Hci, Citrulline, Glucosamine HCI, Biotin, Panthenol, Polysorbate 20, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Linoleic Acid, PABA, Triethanolamine, Carbomer, Parfum, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Methyldibomo Glutaronitrile, Dipropylene Glycol, Limonene, Linalool.

Zero alkoholu, kilkanaście ekstraktów roślinnych, trochę substancji kondycjonujących. 

Zadaniem wcierki jest stymulowanie wzrostu włosów oraz dbanie o ich kondycję.
Odżywka o pojemności 100 ml mieści się w szklanej butelce z zakraplaczem. Aplikacja z oryginalnego opakowania jest bardzo trudna - albo odzywka prawie nie leci, albo wylewa się strumieniem. Dlatego przelałam swoją do pojemniczka po Kuracji Rzepa Joanny, która ma genialny aplikator.
Pachnie bardzo ładnie, trochę jak męskie perfumy.

A teraz do meritum - czyli słów kilka o działaniu na mnie. Po pierwsze - nie  mogę kompletnie aplikować jej w sposób zalecany przez producenta i opisywany przez inne włosomaniaczki - czyli na wilgotne włosy/skalp po umyciu. Kiedy tak zrobię moje włosy po wyschnięciu są beznadziejne - spuszone, suche, tępe w dotyku, jakby  były czymś oblepione i wyglądają na brudne :( Możliwe, że to wina moich krótkich włosów i tego, że wcierka ląduje nie tylko na skalpie ale i na włosach.  Nie wiem, czy to wina glikolu, glukozy czy jeszcze innego składnika. Dlatego używam odżywki albo na 2-3 godziny przed myciem, albo na noc, jeśli ma zamiar myć włosy rano. Wzmożonego wzrostu po 10 dniach nie odnotowałam, natomiast włosy zrobiły się rzeczywiście bardziej mięsiste i w dotyku jest ich więcej. Są też bardziej błyszczące i miękkie, pod warunkiem, że nie zaaplikuję wcierki po myciu. Przede mną jeszcze 3 butelki, myślę, że dopiero wtedy będę w stanie ocenić jej długofalowe działanie. Na razie jest ok, szkoda tylko, że nie mogę stosować jej na umyte włosy  żeby sobie spokojnie działała do następnego mycia.

A jak Wasze doświadczenia z Jantarem?

Marta

sobota, 13 października 2012

Tłuścioszki - o olejach w jesiennej i zimowej pielęgnacji włosów

Kocham oleje. Do wszystkiego - do włosów, do twarzy, do ciała. W mojej włosowej pielęgnacji są obecne cały rok, ale im zimniej i bardziej sucho (polecam świetny tekst Anwen o punkcie rosy) tym używam ich więcej i przerzucam się na te bardziej treściwe. Dodaję ich do masek, odżywek, używam solo, a także do zabezpieczania włosów. Poniżej kilka sprawdzonych przeze mnie sposobów wraz z propozycjami konkretnych olejów. 






Zabezpieczenie końcówek - olej z pestek winogron, rycynowy, z pestek awokado. Używam samodzielnie na wilgotne końcówki lub dodaje kilka kropli do odżywki b/s. Jeśli moje włosy są w lepszej kondycji sięgam po olej jojoba, bo jest lekki i dobrze się wchłania. Jeśli są bardziej przesuszone sięgam  po odrobinę masła shea.

Przesuszony skalp - zdarza mi się po dłuższym pobycie w mocno ogrzewanym pomieszczeniu, albo zbyt silnym oczyszczaniu szamponem z SLS. Wtedy wcieram olej jojoba, bo genialnie nawilża.

Nawilżenie i zmiękczenie włosów - olej winogronowy, rycynowy. Samodzielnie, przed myciem, albo kilka kropel do maski/odżywki d/s.

Nabłyszczenie - tu zdecydowanie prowadzi u mnie rycynowy, ale dobrze sprawdza się też kokos.  Samodzielnie, przed myciem, albo kilka kropel do maski/odżywki d/s.

Wygładzenie i dociążenie włosów - olej kokosowy, oliwa z oliwek, a nawet masło shea. Dodaję kilka kropel do maski/odżywki d/s.

Kiedy maska/odżywka za słabo nawilża - dodaję masło shea lub oliwę z oliwek.

Kiedy maska/odżywka za słabo odżywia i regeneruje - dodaję olej kokosowy. Udowodniono, że wnikając we włos ogranicza utratę keratyny, czyli jego podstawowego budulca. Używany samodzielnie przed myciem lub w masce/odżywce po myciu ogranicza łamanie włosów.

Aby lekko usztywnić włosy/zdefiniować skręt (moje włosy są zupełnie proste, ale lubię ten sposób kiedy chcę, żeby były nieco sztywniejsze i bardziej odstawały od głowy) - masło shea, masło mango, masło kakaowe. Stosuje samodzielnie przed myciem lub dodaję do maski/odżywki po myciu.

Włosy każdej z nas są inne, lubią inne oleje i inaczej na nie reagują. Warto jednak spróbować olei z różnych grup, a nawet maseł, żeby przekonać się co im służy. Nie zawsze nawet dobrze zdefiniowana porowatość determinuje jedyny słuszny wybór oleju. Próbując rożnych  nieraz pewnie polegniemy, ale warto spróbować znaleźć kilka opcji olejowych dla siebie - na lato, na zimę, na skalp, na długość, na końcówki itd. :)

Marta







piątek, 12 października 2012

Super jedzenie - cz. III. Orzechy włoskie.


Dzisiaj kolejny odcinek o jedzeniu. Tym razem coś do chrupania, w sam raz na jesień - orzechy włoskie :)

Orzech włoski  to gatunek drzewa liściastego z rodziny orzechowatych.Jest pospolicie uprawiany w Polsce. To, co kupujemy i jemy jako orzechy włoskie to nasiono drzewa, a skorupka to jego zdrewniała pestka :)
Wyglądające dość niepozornie, nie tak kusząco może jak inne egzotyczne orzechy, które są u nas dostępne  Kryją w sobie jednak bogactwo witamin i składników odżywczych. Amerykańscy naukowcy odkryli, że  garstka orzechów włoskich zawiera dwa razy więcej przeciwutleniaczy niż w przypadku dowolnych innych orzechów. Występujące w nich przeciwutleniacze działają od dwóch do 15 razy mocniej niż witamina E. Oprócz przeciwutleniaczy zawierają też wiele wartościowego białka, które może być alternatywą dla mięsa. Zalecana dzienna dawka to siedem orzechów.

Co dobrego mają orzechy?
Owoce zawierają znaczne ilości witamin, w tym szczególnie dużo witaminy E i z grupy B: B3, B5 i B6. Orzechy zawierają ponad 50% lipidów, około 11% protein i 5% węglowodanów, a wartość energetyczna wynosi średnio ponad 520 kcal na 100 gramów. W orzechach tych występują znaczne ilości soli mineralnych - potasu, fosforu, selenu  i magnezu.

Na sprawny mózg
Przypominające kształtem mózg są dla niego świetnym pożywieniem.Twój mózg aż w 60% składa się z tłuszczu. Dla prawidłowego funkcjonowania komórek mózgu najważniejsze są tłuszcze omega-3 znajdujące się własnie w orzechach włoskich. Błony wszystkich komórek naszego ciała, w tym komórek mózgowych czy też neuronów składają się przede wszystkim z tłuszczów. Błony komórkowe są „strażnikami” każdej komórki. Każda substancja, która „chce” się dostać do lub z komórki musi przejść przez komórki błony zewnętrznej. Dzięki tłuszczom omega-3 zawartym w orzechach włoskich, proces ten jest o wiele prostszy, ponieważ kwasy omega-3 zwiększają zdolność komórki do płynnego transportu składników odżywczych. Zawartość omega-3 w orzechach pomoże nam w walce z depresją, gorszym samopoczuciem, napadami złości  ADHD i zaburzeniami koncentracji.

Dla urody
Witaminy z grupy B i selen hamują wypadanie włosów. Kwasy omega-3 nawilżają i odżywiają "od środka" skórę i włosy.

Olej z orzechów
Orzechy najlepiej chrupać na surowo, posypywać nimi sałatki, jogurty, płatki. Warto też sięgnąć po olej tłoczony z nasion.
Jest to olej o specyficznym orzechowym smaku i słodkim aromacie z nutą karmelu. Olej z orzechów zawiera stosunkowo dużą ilość kwasu linolenowego (omega-3) i linolowego (omega-6); jedna jego łyżka pokrywa połowę dziennego zapotrzebowania na kwasy omega-3 i dodatkowo 1/10 zapotrzebowania na witaminę E. Olej orzechowy zawiera też sporo witamin A i B. Wysoka zawartość witaminy E korzystnie działa na skórę (ułatwia pozbycie się egzemy, opryszczki, łuszczycę oraz opóźnia starzenie).

Oprócz stosowania wewnętrznego (jako składnika dressingu czy sosu) warto używać go zewnętrznie. Jest to olej schnący, niezatykający porów (daje wartość 0 w testach na komedogenność), idealny wręcz do pielęgnacji skóry tłustej i problemowej.  Olej jest łatwo absorbowany przez skórę,  szybko wchłania się nie pozostawiając wrażenia tłustości.  Działa przeciwzmarszczkowo, nawilżająco, przeciwzapalnie i kojąco.  Działa przeciw egzemom, opryszczce i łuszczycy oraz zapobiega powstawaniu zaskórników.

Jako olej wielonienasycony nadaje się do pielęgnacji włosów o wysokiej i średniej porowatości. Poratuje przesuszony i podrażniony skalp. Jest idealny do zabezpieczania końcówek bez uczucia tłustości.

Jak dobrze, że koleżanka zaopatruje mnie na zimę w worki orzechów włoskich z własnego drzewa :)

marta

czwartek, 11 października 2012

OCM - złe proporcje?

Używam OCM niezmiennie od kilku miesięcy. Uwielbiam tę  metodę - skóra jest gładsza, nawilżona, mniej skłonna do przetłuszczania i wyprysków. Stosuję najczęściej proste mieszanki - olej rycynowy z oliwą lub olejem sezamowym, ostatnio wzbogacam olejkiem pichtowym. Kiedy poznawałam się z tą metodą spotkałam się właściwie z jedną recepturą dotyczącą proporcji oleju rycynowego do oleju bazowego:
- skóra tłusta : 30% oleju rycynowego + 70% oleju bazowego
- skóra normalna: 20% oleju rycynowego + 80% oleju bazowego
- skóra sucha : 10% oleju rycynowego + 90% oleju bazowego


Jako posiadaczka skóry tłustej, ze skłonnością do wyprysków, stosowałam mieszankę 30+70. Ostatnio jednak trafiłam na kilkanaście stron, głownie amerykańskich, gdzie podane są mieszanki, składające się WYŁĄCZNIE z oliwy z oliwek extra virgin i oleju rycynowego, w dodatku w proporcjach odwrotnych do tych, które najczęściej pojawiają się w naszej blogosferze i internecie...



- skóra tłusta : 70% oleju rycynowego + 30% oleju bazowego
- skóra normalna: 50% oleju rycynowego + 50% oleju bazowego
- skóra sucha : 30% oleju rycynowego + 70% oleju bazowego

Zastanawiam się w związku z powyższym od kliku dni, czy rzeczywiście powinnam zwiększyć ilość oleju rycynowego w mieszance? Generalnie, byłoby to dość logiczne, jako że to własnie on ma działanie oczyszczające, wykazując duże powinowactwo do sebum, działa antyseptycznie i ogranicza łojotok...
Z drugiej strony boję się nadmiernego wysuszenia i "wyjałowienia" skóry....

A jakie są Wasze doświadczenia z OCM? Znacie, używacie? Jakie są Wasze mieszanki?

Marta

poniedziałek, 8 października 2012

O maśle kakaowym raz jeszce

Pamiętacie mój wpis o wszechstronnym mazidle? Pisałam, ze nie będę go używać do włosów, bo mam wysokoporowate i masła im nie służą? Moja natura ryzykantki jednak nie dała mi spokojnie patrzeć na mazidełko i wylądowało na włosach :D

Mazidło nakłada się dość opornie ze względu na niską topliwość masła kakaowego. Włosy dość szybko nim nasiąkły, a po wchłonięciu zupełnie zesztywniały :) Zmyłam po około 2 godzinach. Efekty mnie zdumiały - owszem, tam gdzie po obcięciu mam jeszcze resztki zniszczonych i rozjaśnionych kłaków (inaczej się ich nazwać nie da) pojawił się puch i susz. Ale reszta? Bosko! Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie musiałam użyć odżywki po myciu - bałam się, że z nią będą za bardzo obciążone, tak miękkie i śliskie były po myciu. Mazidło bez problemu dało się domyć delikatnym szamponem Klorane z SLS (mimo zawartości tego ostatniego szampon jest dużo delikatniejszy niż np. Facelle). Włosy schły dosyć długo, łatwo dały się rozczesać palcami. Po wyschnięciu - blask jak nigdy, włosy odbite od nasady. Nie przetłuściły się szybciej, czego się bałam. Jestem zachwycona :)

Dla przypomnienia - masło kakaowe zawiera bardzo dużo nasyconych kwasów tłuszczowych (dużo kwasu stearynowego, palmitynowego i oleinowego (omega 9) ). Kwasy te mają duże cząsteczki, nie wnikają  więc pomiędzy łuski, a zostają na powierzchni włosa, wygładzając go i tworząc ochronny film. Najlepiej sprawdzi się na włosach niskoporowatych. Moje niskoporowate zdecydowanie nie były, ale po obcięciu mam na głowie wszystkie rodzaje porowatości :D Do średnio i niskoporowatych mazidło na bazie masła kakowego powinno się więc sprawdzić, ja bym nawet zaryzykowała na tych o wyższej porowatości, bo masło po zmyciu daje efekt bardzo podobny do lekkich silikonów, ale bez efektu "przyklapu".


piątek, 5 października 2012

Super jedzenie - cz.II - dynia



Dzisiejszy odcinek będzie poświęcony dobrociom jakie ma dla nas jedno z  moich ulubionych jesiennych warzyw, czyli:

Dynia


Dynia to przepiękne warzywo, występujące w szerokiej gamie rozmiarów, kształtów i kolorów. Najpopularniejsza to pomarańczowa, ogromna, okrągła dynia, od kilkunastu lat kojarząca nam się głównie niestety z amerykańskim świętem...


Dynia obfituje w witaminy i sole mineralne. Miąższ zawiera wapń, potas, fosfor, magnez, żelazo, a także witaminy C, E, PP, z grupy B (w tym kwas foliowy). W dyni znajduje się ponadto błonnik i beta-karoten, który nadaje warzywu pomarańczową barwę. Beta-karoten może hamować rozrost komórek rakowych. Antynowotworowe działanie mają także pestki dyni, które chronią przed rakiem prostaty. Zawierają one sporo witaminy E i cynku, zwalczające szkodliwe wolne rodniki, a przede wszystkim nienasycone kwasy tłuszczowe (NNKT), fitosterole, sole mineralne (zwłaszcza cynk i fosfor), lecytynę i kukurbitacynę. Lecytyna jest substancją niezbędną do prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego, kukurbitacyna natomiast wykazuje silne działanie przeciwpasożytnicze, przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Tokoferole zawarte w pestkach są za to podobno świetnym afrodyzjakiem ;)

Dla urody i zdrowia powinniśmy korzystać ze wszystkich dobroci, jakie dynia oferuje. Potrawy z miąższu, pestki dyni i oczywiście olej.Ja najbardziej lubię dynie pieczoną lub w postaci zupy-kremu. Im ciemniejszy miąższ owocu tym więcej ma witamin, a także karotenu, który poprawia koloryt skóry. Na włosy świetnie zadziałają witaminy z grupy B, których miąższ ma również sporo.

Pestki dyni są niezastąpione w walce z trądzikiem (cynk) i wypadającymi włosami. Ponadto wspomagają naszą zdolność koncentracji i uczenia się, bo zawierają sporo lecytyny - dobre 2w1 dla uczących się włosomaniaczek :) Zmielone pestki dyni wymieszane np. z jogurtem naturalnym są świetnym peelingiem dla skóry przetłuszczającej się i problemowej.


Olej z dyni jest ciemnozielony o orzechowym intensywnym charakterystycznym zapachu. Jest olejem nie odpornym na ciepło. Nie należy go podgrzewać. Ze względu na ciemny kolor może farbować skórę i tkaniny, dlatego najlepiej stosować go w mieszankach, w stężeniu około 20%.Olej zawiera około 80% nienasyconych kwasów tłuszczowych, w tym około 60% to wielokrotnie nienasycone kwasy tłuszczowe. Jest to olej wielonienasycony, nieschnący, będzie więc idealny dla  mocno przesuszonej skóry, atopowej i łuszczącej się oraz w pielęgnacji przeciwzmarszczkowej. Wykazuje właściwości nawilżające, natłuszczające i wygładzające.  Dzięki dużej zawartości potasu ma działanie rozjaśniające blizny i przebarwienia - regularnie stosowany do masażu niweluje rozstępy i blizny potrądzikowe. Jako olej niewnikający sprawdzi się przy włosach o wyższej porowatości.

Jedzmy dynię na zdrowie - ja wcinam pestki, a dzisiaj chyba zrobię zupę z pieczonej dyni :)



czwartek, 4 października 2012

Zakupowo



Chyba jako jedyna na świecie ;)  nie skusiłam się na zakupy z promocyjnej oferty Rossmanna. Uznałam, że zapasy tego, co można kupić wyłącznie w Rossmannie akurat mam, a że ich ceny regularne nie są wysokie to postanowiłam odpuścić (wiem, że wydałabym i tak za dużo, jak zawsze). Przyszła do mnie za to paczka z mojej ulubionej ostatnio Apteki Słonik. Mają świetne promocje i przemiłą obsługę, więc skusiłam się na większe zakupy.

Właściwie to chciałam kupić tylko i wyłącznie ten żel:


Za zawrotną sumę 11,50 zł otrzymujemy 250 ml preparatu, który ma 96% czystego aloesu. Żelu używam do wszystkiego - do twarzy, na włosy, do maseczek, do ciała.

A tu cała reszta nabytków:

- Jantar x 2 - jak go tylko gdzieś widzę, to kupuję. Wczoraj stwierdziłam, że mam 4 butelki :D
- odżywki Joanny b/s - dla łatwiejszego rozczesywania, kiedy nie chcę obciążać włosów silikonami
- Joanna Rzepa - kuracja - ja po prostu kocham wcierki :)
- szampony Klorane - z mango do włosów zniszczonych i z chininą dla włosów wypadających - oba z SLS, ale miałam już je kiedyś i wiem, że są łagodne i działają

I jeszcze jeden zakup twarzowy:

Galenic Cauterets - emulsja z kwasami AHA/BHA i wodą termalną. Idealny na jesień, szybko się wchłania. Ze względu na krótką datę ważności kupiłam za około 30% ceny sklepowej. Już go kocham :)

środa, 3 października 2012

Mazidło wielofukcyjne

Podczas ostatnich porządków w łazienkowej szafce wpadło mi w ręce pudełko z taką oto zawartością:


Zupełnie zapomniałam, że mam spora ilość masła kakowego. Uzywałam go latem jako wspomagacz opalania - uewielbiam jego zapach na rozgrzanej skórze :) Ale z racji nadchodzacej zimy to przeznaczenie odeszło w niepamięć, a poniewaz bałam się, że do następnego roku się zepsuje, postanowiłam je kreatywnie wykorzystać. Na włosy - nie, bo wysokoporowate nie lubią maseł. Wymyśliłam więc wielofunkcyjne mazidło do ciała, głownie do stóp i łokci.

A cóż takiego specjalnego jest w maśle kakaowym?

Masło to otrzymuje się z owoców kakaowca Theobroma cacao. Jest to tłuszcz o konsystencji masła, kruchy, jasnożółty, o przyjemnym,charakterystycznym zapachu kakao (gorzkiej czekolady).
W składzie znajdziemy:
- glicerydy wyższych kwasów tłuszczowych;
- wolne kwasy tłuszczowe (kwas palmitynowy, kwas stearynowy, oleinowy, kwas linolowy)
- sterole roślinne;
- tokoferole.
Masło kakaowe wykazuje działanie natłuszczające, nawilżające oraz ochraniające. Jest biozgodne ze skórą człowieka, oznacza to, że składniki w nim zawarte są przez skórę tolerowane i łatwo wchłaniane, nie powodują alergii kontaktowej.
Doskonały do masażu, nadaje emulsjom twardość, stąd chętnie używany w tzw. masłach do ciała- dodatkowym atutem jest wspaniały zapach czekolady. Masło kakaowe stosowane jest w problemach skórnych, wypryskach, zapaleniu skóry, oparzeniach słonecznych i innych. Od dawna było stosowane dla zwiększenia elastyczności skóry i poprawy jej wyglądu, ale również do zapobiegania i leczenia rozstępów i blizn, np. u kobiet w ciąży. Preparaty z masłem kakaowym często są stosowane w masażach relaksacyjnych, ponieważ pomagają rozładować stres i działają kojąco, zmniejszając dolegliwości bólowe.

Brzmi smacznie, prawda :)?

Ale masło samo w sobie jest twarde jak skała - rozpuszcza się pod wpływem ciepła rąk, ale dość opornie. Dlatego postanowiłam je nieco upłynnić. Do tego celu wykorzystałam inne moje ulubione oleje: sezamowy i kokosowy. Oba też pięknie pachną,więc pomyślałam, że takie mazidło może mi uprzyjemnić długie jesienne wieczory.

Rozpuściłam masło w miseczce, w kąpieli wodnej. Dolałam (na oko, niestety  oleju sezamowego - całkiem sporo. Dołożyłam 2 kopiaste łyżki oleju kokosowego. Poczekałam, aż wszystko się rozpuści, przelałam do pudełeczka po maśle kakaowym i schowałam do lodówki. Całość nie bardzo chciała stężeć, ale wiedząc jak twarde było masło kakaowe i to, jak zastyga olej kokosowy nie bałam się o konsystencję finalną :) Tak wygląda po zastygnięciu:



Jak widać - zjaśniało i daje się swobodnie nabierać palcami. Na dłoniach rozpuszcza się do płynnej konsystencji i jest idealnie smarowne. Dobrze się wchłania  ale pozostawia miłą, ochronna warstewkę. Stosowane na zmianę z kremem z 25% mocznika uratowało moje przesuszone stopy.

Nie cierpię balsamów do ciała, ale tego mazidła używam z  przyjemnością. Smaruję przed snem dłonie i cudowny czekoladowy zapach umila mi zasypianie :) Mazidło może tez okazać się świetne do włosów, o ile Wasze włosy lubią masła. Zdarza Wam się czasem ukręcić taki prosty kosmetyk?






Denka września

Udało mi się zużyć aż całe 3 produkty włosowe (jestem w tym baaaaaardzo wolna) nawet przed końcem września, ale z braku czasu post pojawia się dopiero dziś niestety :/

Są to produkty dość dobrze wszystkim znane, takie, które od zawsze chciałam wypróbować. Czy było warto? O tym poniżej :)

Maska Gloria
Produkt , którego nikomu nie trzeba przedstawiać - maska o bardzo prostym składzie, bez silikonów, z wyciągiem z szyszek chmielu i prowitaminą B5. Według obietnic producenta ma regenerować i wzmacniać zniszczone włosy. U mnie tego niestety nie zrobiła, natomiast jest świetną bazą do wspomagania półproduktami, zarówno tymi specjalistycznymi, jak i z naszej lodówki. Jest trudno dostępna, swoją kupiłam przez internet przy okazji innych zakupów. Cena niziutka, około 5-6 zł (przesyłka jest droższa niż sam produkt).

Czy kupię ponownie: nie wiem, jeśli dorwę gdzieś stacjonarnie to na pewno, raczej nie zamówię już przez internet, bo i tak mam strasznie długą listę masek, o których marzę :)

Odżywka Isana z olejkiem babassu
Kolejny sztandarowy produkt niemal każdej włosomaniaczki :) Mnie nie powaliła na kolana, ale sprawowała się nieźle. Była genialna jeśli chodzi o pierwsze O w OMO, lub samodzielnie do mycia, kiedy chciałam rozpieścić swoje włosy. Świetnie się też dawała wzbogacać półproduktami.  Teraz muszę przetestować jej inne siostry :)

Czy kupię ponownie: nie, bo Rossmann wycofał ją własnie kiedy mi się skończyła :/ Dobrze, że jest kilka innych z tej serii, na pewno wypróbuję. Może polecacie którąś szczególnie?

Kuracja Joanna Rzepa
Nie zużyłam całej, tylko połowę, którą dostałam w ramach wymianki z Kamilą. Nie używałam wcierki zbyt oszczędnie  więc starczyła mi na tydzień. Po tak krótkim czasie nie widać specjalnych efektów, mam jedynie wrażenie, że trochę przesuszyła mi włosy. Ma genialne opakowanie - to najlepszy sposób aplikacji wcierki, jaki kiedykolwiek widziałam.

Czy kupię ponownie: tak, już nawet zakupiłam :) Ale teraz jako wcierka poleci Jantar, bo zależy mi nie tylko na przyroście, ale głównie na przyroście i poprawie kondycji włosów.


Aaaa, i zdenkowany przed chwilą Hegron - odżywka bez spłukiwania. Przyznam się, że końcówkę wlałam do pralki zamiast płynu do płukania. To jest dziwny produkt - pamiętam, że używała tej odzywki jeszcze moja Babcia :) i kojarzy mi się z głebokimi latami 90. To kolejna odzywka, która nic nie robi, poza zmiękczaniem. Ale jako myjadło sprawdziła się bardzo dobrze. Ładnie emulgowała oleje, dobrze współpracowała z szamponami. Mimo rzadkiej konsystencji wcale nie chciała się skończyć, więc jest dość wydajna. Cena -niziutka, około 7 zł za 500 ml.

Czy kupię ponownie: nie wiem, jest w asortymencie pobliskiego kiosku, więc jeśli zapałam chęcia jej ponownego posiadania to raczej nie będę musiała daleko szukać :)