piątek, 28 września 2012

Super jedzenie - cz.I - drożdże

Postanowiłam rozpocząć cotygodniowy, piątkowy cykl poświęciwszy superbohaterom dnia codziennego, czyli jedzeniu, dzięki którym będziemy piękne, zdrowe, a nasze włosy będą rosły w tempie przekraczającym najśmielsze oczekiwania :)

Wychodzę z założenia, że większość problemów ze skórą, włosami i paznokciami jest efektem naszej diety i trybu życia. Mimo, iż dermatolodzy  nadal niechętnie przyznają, że istnieje związek np. między dietą a trądzikiem, na bazie własnych doświadczeń widzę, że ten związek jest ogromny. Trzy tygodnie temu zaczął mi się strasznie pracowity okres - siedziałam przy komputerze przez 2 tygodnie po 16h, żywiłam się głównie kawą i zupkami w proszku. Efekt - masakra! Wysyp trądziku jakiego nigdy nie miałam, nawet w wieku 15 lat, skóra zaczerwieniona, podrażniona, włosy matowe i bardzo szybko się przetłuszczające. Od razu podjęłam działania naprawcze ;) - przede wszystkim  zmieniłam dietę i włączyłam duuużo zdrowych produktów. Stąd wziął się pomysł na przedstawienie Wam rożnych produktów spożywczych, które posiadają super moce :)

Na pierwszy ogień idą znane wszystkim Włosomaniaczkom doskonale:

DROŻDŻE
Drożdże to żywe grzyby jednokomórkowe wpływające na fermentację cukru. To dzięki nim możemy cieszyć się smakiem wina, piwa czy chleba i świeżych bułeczek. Drożdże stanowią świetne źródło składników odżywczych. Zawierają wiele składników mineralnych (chrom, selen) i pierwiastki śladowe w łatwych do przyswojenia formach. Są także źródłem witamin z grupy B, witaminy H, kwasu pantotenowego i foliowego. Świeże drożdże dostarczają też organizmowi białka. 

Suplementacja drożdży polecana jest osobom osłabionym i z anemią (witaminy B2 i B12 pomaga w przyswajaniu żelaza) oraz z obniżonym nastrojem i depresją (witaminy z grupy B wzmacniają system nerwowy, ponadto ułatwiają wchłanianie magnezu). Drożdże pomocne są również przy odchudzaniu - witaminy B pobudzają przemianę materii i likwidują zaparcia, a chrom zmniejsza apetyt na słodycze.

Drożdże zawierają bezcenne dla naszej urody aminokwasy, a witaminy B i cynk pobudzają wzrost włosów i hamują ich wypadanie. Drożdże, wpływając na funkcjonowanie hormonów ograniczają łojotok i trądzik.

Najbardziej spopularyzowaną wśród Włosomaniaczek metodą przyjmowania drożdży jest picie napoju drożdżowego.
1/4 kostki drożdży piekarskich  należy zalać wrzącą wodą aby "zabić drożdże:, czyli zahamować ich rozmnażanie drożdży, żeby nie żywiły się cennymi składnikami w naszym przewodzie pokarmowym. Po ostygnięciu drożdże można osłodzić łyżeczką miodu  Wiem, że dziewczyny piją napój na słodko, na słono, z dodatkiem soku, miodu, kakao, mleka, przypraw itp. Ja bardzo lubię smak drożdży, mogłabym jeść je na surowo, gdyby tylko w takim stanie nie pustoszyły organizmu. Do napoju dodaję tylko łyżeczkę miodu :)


Wiele osób nie jest niestety w stanie przełknąć takiego roztworu - dla nich najlepszym rozwiązaniem będą tabletki z drożdżami piwnymi (które notabene uznawane są za lepsze źródło witamin niż drożdże piekarskie). Takie preparaty są szeroko dostępne w aptekach, najpopularniejsze to Lewitan, Humavit, Drovit.
Istnieje jeszcze jeden, wg mnie bardzo smaczny sposób na jedzenie drożdży. Jem bardzo mało mięsa, przez kilka lat byłam wegetarianką i wtedy uzupełniałam braki płatkami drożdżowymi. To sproszkowane, suszone, nieaktywne drożdże. Mają specyficzny, dla mnie bardzo dobry smak - dodane do potrawy działają trochę jak glutaminian sodu - podbijają jej smak i aromat. Dodaję je do zup, pasztetów, sosów, duszonych warzyw. Można posypać nimi kanapkę czy gotową potrawę. Najłatwiej znaleźć je w sklepach ze zdrową żywnością.

Smacznego i na zdrowie !

środa, 26 września 2012

Nie wszystko złoto, co indyjskie - Amla Dabur

Jak wiecie, jestem wielka fanką indyjskich olejów do włosów. Od nich zaczęłam swoją przygodę z włosomaniactwem i świadomą pielęgnacją. Myślę, że uratowały mnie nieraz przed utratą nadmiernej ilości włosów, naprawiając również błędy - kiepską pielęgnację i złe traktowanie (rozjaśnianie, farbowanie, suszarka).

Dzięki wymiance z Magdą miałam okazję przetestować kolejny indyjski specyfik, mianowicie Olejek Amla firmy Dabur.

helfy.pl

Opis ze strony producenta:
Olejek Amla zawiera wyciąg z owoców amla (amalaki - agrestu indyjskiego), sprawia, że włosy stają się po nim są sprężyste, zdrowe, błyszczące. Będziesz mieć wrażenie, że włosy są odżywione od środka i mieć poczucie lepszej pielęgnacji. Amla ma świeży, orientalny zapach, jest sekretem pięknych włosów kobiet z Indii.


Cena:
około 20 zł/200 ml


Skład:
Light liquid paraffin, RBD Canola oil, RBD Palmolein oil, Parfume, EXTRACT,TBHQ, CI 47000, CI 616565, CI 26100

Nie mam pojęcia, co to jest parafina ciekła light :D ale nadal jest to po prostu parafina. Za nią olej canola, olej palmowy, ekstrakt z owoców amla, przeciwutleniacz, barwniki.

Skład, jak dla mnie, jest nie do przyjęcia w produkcie do włosów, ale postanowiłam zaryzykować.
Zapach jest niestety odstręczający - dla mnie pachnie parafiną (wiem, że jest bezwonna :D ale wszystkie kosmetyki na parafinie jakoś podobnie pachną) - domyślam się, że głównym winowajca jest jednak Amla, bo olejek Himalaya, który kiedyś miałam, pachniał identycznie...

Olejek nakładałam jak zawsze - czyli na 2 godziny przed myciem wtarłam w skalp około łyżki stołowej , resztę rozprowadziłam na włosach. Całość zawinęłam w ręcznik. Olejek jest bardzo rzadki, przelewa się przez palce, nie ma tej fajnej gęstości rozpuszczonego oleju kokosowego.

Żeby zmyć parafinową powłokę musiałam umyć włosy 3 razy, co prawda szamponem bez SLS, ale myślę, że i tak wymyłam wszystko co cenne. Poza tym, przez okluzyjną warstwę parafiny nic nie zdołało pewnie przeniknąć ani do cebulek, ani między łuski włosa.  Po umyciu włosy były rzeczywiście bardziej błyszczące - jak po silikonach, ale za to przyklapnięte, bez gęstości. Już w południe następnego dnia były strasznie przetłuszczone, w dodatku strasznie zaczął mnie swędzieć skalp :(

Bardzo żałuję, łudziłam się, że mimo tej parafiny uda mi się znaleźć jakieś plusy tego produktu, ale niestety... 
W podobnej lub nieco wyższej cenie możemy znaleźć dużo lepsze indyjskie olejki, oparte o wyłącznie naturalne składniki.  I działające :)

wtorek, 25 września 2012

Klub pijaczek siemienia


Ostatnio, za sprawą m.in. The BlondHaireCare  pojawiło się coraz więcej bloggerek pijących siemię lniane, jako środek głownie na porost i poprawe kondycji włosów. Moja Mama pije siemię od zawsze, ze względu na problemy z żoładkiem, do mnie ejdnak jakoś ten glutek nigdy nie przemawiał. Nie odzruca mnie do niego, ale jakoś nie widziałam sensu. Osttanio jednak, załatwiłam sobie i żołądek i cerę dwoma tygodniami smieciowego jedzenia (kompletny brak czasu), morzem kawy i papierosami. Włosy nadal w nienajlpeszej kondycji, więc kiedy zobaczyłam ten wpis u Mint Hairr, postanowiłam się przyłączyć do akcji :)

Tak, ja napisałam w zgłoszeniu, na początku października planuję dość radykalnie ściąć włosy, więc nie będę raczej miarodajną testerka w kwestii przyrostu, ale liczę na wysyp baby hair i poprawę nawilżenia włosów. Mam też nadzieję na poprawę cery, wzmocnienie paznokci i rzęs.

Liczę też na siemię jako pomoc w akcji oczyszczająco-odchudzającej, którą własnie wdrażam  :)

Akcja rozpoczyna się 5 października, ja swoją pierwszą porcję wypiłam już dziś. Z sokiem malinowym jest przepyszne :)

Pijemy siemię :)

To co, pijecie z nami?


niedziela, 23 września 2012

Zakupowo półproduktowo

Uff, wreszcie mam chwile, żeby napisać normalny post, a nie tylko krótkie notki... Myślałam, że tamten tydzień był bardzo pracowity, ale ten był jeszcze gorszy :( Zawsze tak mam jesienią, kiedy klienci wracają z wakacji i wszyscy naraz coś zamawiają.
Praca dodatkowa ma jednak pewien plus - dodatkowe dochody :) I chociaż ostatnio żyję bardzo oszczędnie na co dzień to mogłam sobie pozwolić na małe szaleństwo zakupowe.

Na początku uzupełniłam swoje zasoby półproduktowe, Zakupy zrobiłam, po raz pierwszy zresztą, w sklepie Naturalis.  Skusiły mnie ceny i dość szeroki wybór produktów. Musze przyznać, że jestem zachwycona tempem, w jakim przesyłka została skompletowana i wysłana do mnie. Paza tym, n każdym etapie realizacji zamówienia dostawałam  obszerne i miłe maile z informacja o zamówieniu, a nie zwyczajowe automatyczne powiadomienia ze sklepów. Miło, kiedy ma się wrażenie, że za naszymi zakupami stoi żywy człowiek, a nie automat :) Od razu zaznaczę, że nie mma żadnych związków z tym sklepem, nie współpracuje z nim, ale uważam, że trzeba promować dobre praktyki :)

A oto co kupiłam:


(Przepraszam za fatalna jakość zdjęcia, ale robiłam w pośpiechu telefonem, który robi chyba najgorsze zdjęcia świata...)

1. Mocznik - super nawilżacz i złuszczacz, do wzmacniania masek i odżywek włosowych w niewielkich stężeniach, ale także, w połączeniu z kremem, do ratowania przesuszonych stóp i łokci  oraz z balsamem do ciała przeciwko wrastającym włoskom
2. Kwas hialuronowy 1,5% - potrójny kwas, połączenie ultranioskocząsteczkowego oraz nisko- i wysokocząsteczkowego - do nawilżania skalpu i włosów i oczywiście do twarzy - to mój jedyny obok olejów codzienny specyfik do twarzy, kremy dawno już odstawiłam. Do tej pory miałam zawsze 1%, zobaczymy jak spisze się ta wersja :) 
3. Olej z pachnotki - zamiast kremu twarzowego, jako kuracja nawilżająca, antyalergiczna i przeciwtrądzikowa. Oczywiście pewnie kilka kropli wyląduje na włosach :)
4.  Spirulina - to ten mały słoiczek, który się odwrócił bokiem do aparatu... Powinna się nazywać śmierdziulina, ale ponieważ ma podobno cudowne działanie, wybaczę jej to ;) Poza tym ma przepiękny kolor. To bardzo wartościowe białko na pewno wyląduje na włosach jako kuracja odbudowująca i na twarzy jako maseczka.
5. Ten mały pojemniczek to odlewka kolagenu z elastyną - oddałam resztę Mamie. Wypróbuje na pewno z jakąś maską na włosy, może to będzie proteina, którą polubią? Wypróbuję na pewno też na pierwsze zmarszczki w połączeniu z olejem na noc.

A teraz bohaterowie drugiego planu...
6. Olej konopny - do tych samych zastosowań co olej z pachnotki - chcę sprawdzić, który się lepiej sprawdzi.
7. Mleczan sodu - pokładam w nim wielką nadzieję, jako w pogromcy pryszczy. Liczę też na jego działanie nawilżające zarówno skórę, jak i włosy.

To by było na tyle - zakupy dość skromne, lista moich muszmieci półproduktowych chyba jest nieskończona :)

Czy tez tak macie, że jak tylko dopadniecie półprodukty to macie nieprzeparta chęć od razu się wszystkimi wysmarować?? Najlepiej na raz ;)?


piątek, 21 września 2012

Kolejne rozdanie- Pracownia Porannych Przyjemnosci

Jak można się oprzeć rozdaniu na blogu o tak cudownej nazwie :)? Zapraszam Was wszystkie do udziału - blog jest rewelacyjny, a nagrody w rozdaniu zapierają dech w piersiach, naprawdę :)




czwartek, 20 września 2012

Rozdanie - Różowa Szpilka

Taka piękna nagroda, że muszę wziąć udział :) Was też gorąco zachęcam - paletka jest boska!


Strrrasznie lubię rozdania, mimo tego, że jeszcze nic nie wygrałam, ale to ogromna frajda :)

środa, 19 września 2012

Pokrzywomania





Kolejny wpis o ziołach - wiem, jestem z tym już nudna, ale obudziła się we mnie dusza babci zielarki ;)

Wiadomo, że picie naparu z pokrzywy dobrze wpływa na kondycję i porost naszych włosów. Ale oprócz suplementacji doustnej warto też pokrzywę wcierać w skalp. Można oczywiście skomponować własne napary, wcierki i oleje. Ja jednak ostatnio w swojej lodówce odkryłam coś, co nazywa się Succus Urticae i jest po prostu sokiem z pokrzywy :) A dokładniej sokiem z pokrzywy stabilizowanym etanolem. Od razu pomyślałam, że skoro już mam coś takiego (stosowałam na problemy z pęcherzem) to trzeba wylać na głowę i zobaczyć co się stanie ;) Dla własnego bezpieczeństwa poszukałam jednak  informacji i znalazłam na stronie luskiewnik.pl następujące:

Preparaty z ziela pokrzywy zastosowane zewnętrznie działają przeciwłojotokowo, przeciwtrądzikowo, przeciwłupieżowo, wzmacniająco na cebulki włosowe, odżywczo dla skóry. Aktywują procesy regeneracji skóry, przyśpieszają gojenie ran. Leczą wypryski, trądzik, łojotokowe zapalenie skóry. Poprawiają ukrwienie i koloryt skóry. Zapobiegają przetłuszczaniu się włosów. Woda pokrzywowa dobrze oczyszcza i pielęgnuje skórę oraz włosy.

Sok z pokrzywy stabilizowany alkoholem - Succus Urticae po rozcieńczeniu z wodą (1 łyżka na pół szklanki wody przegotowanej) do przemywania twarzy, okładów na schorzałe miejsca. W stanie nierozcieńczonym do wcierania w skórę owłosioną dla wzmocnienia cebulek włosowych.

Ha, a więc dobrze wykombinowałam :) Znaczy można wcierać bez obaw - sok zawiera co prawda sporą ilość alkoholu, ale większość wcierek go ma, bo ułatwia penetrację składników odzywczych.

Mój sok z pokrzywy wygląda tak:
aptekazdrowie.pl
i kosztował około 9 zł.

Z innych alkoholowych wyciągów z pokrzywy znalazłam jeszcze:
 

Skład: wyciąg wodno-etanolowy z korzenia pokrzywy 83,1g (Urticae radix extractum fluidum 83,1g);
Substancje pomocnicze: Gliceryna (Glycerolum), Karagen (Caragen), Benzoesan sodu E211 (Natrii benzoas E 211), Olejek pomarańczowy (Aurantii oleum ) - do 100g.

Generalnie jest to jednak ziołowa pasta, którą się rozcieńcza z wodą i pije, nie wiem więc czy mogę ją polecać do wcierania w skalp :)

Jeśli macie obiekcje do wcierania alkoholowego wyciągu z pokrzywy, to zawsze zostają Wam własnej produkcji:


Macerat pokrzywowy – Maceratio Urticae: 1 szklankę ziela  zalać 3 szklankami wody przegotowanej chłodnej, odstawić na 6-8 godzin, przecedzić. Przechowywać w lodówce.Zewnętrznie można używać do wcierania w skórę głowy.
Napar pokrzywowy – Infusum Urticae: 2 łyżki ziela  zalać 2 szklankami wrzącej wody, odstawić na 40 minut pod przykryciem, przecedzić. Naparem przepłukiwać można włosy po umyciu w celu ich odżywienia i wzmocnienia lub do wcierania w skórę głowy.
Odwar pokrzywowy – Decoctum Urticae: 2 łyżki ziela zalać 2 szklankami wody, gotować 5 minut. Odstawić na 30 minut, przecedzić. Odwar zawiera więcej soli mineralnych (krzemionki) niż napar. Zewnętrznie można używać do wcierania w skórę głowy.

Olej pokrzywowy – Oleum Urticae: 1 część ziela zalać 3 częściami ciepłego oleju , odstawić na 2 tygodnie. Przecedzić. Stosować do wcierania w chorą skórę, do okładów na zmiany łuszczycowe, suche wypryski. Ponadto do kąpieli olejowych włosów po zniszczeniu ich zabiegami fryzjerskimi (we włosy wcierać olej, trzymać 6-8 godzin, po czym zmyć w dobrym szamponie). Olej pokrzywowy może zastąpić mleczka kosmetyczne i kremy, posiada bowiem właściwości natłuszczające, odżywcze, przeciwzapalne, oczyszczające i regenerujące.
Woda octowo-pokrzywowa – Aqua aceto-urticae:
Ziele pokrzywy posiekać i zalać octem jabłkowym lub winnym w proporcji 1:3 (1 część ziela na 3 części octu). Odstawić na 7 dni, przefiltrować. Z nowej porcji  ziela pokrzywy przygotować odwar (2 łyżki rozdrobnionego surowca na 2 szklanki wody, gotować 5 minut). Odwar pokrzywowy wymieszać z octem pokrzywowym w proporcji 1:1 (np. 100 ml na 100 ml). Wcierać w umyte włosy. Po 1 godzinie spłukać wodą czystą. Można również umyte włosy płukać w wodzie octowo-pokrzywowej: 100 ml na 1 l wody. Wskazania: łupież, wypadanie włosów, łamliwość włosów, brak puszystości i połysku włosów. Woda octowo pokrzywowa jest również dobrym środkiem do przemywania skóry trądzikowej, łojotokowej, z wągrami, rozszerzonymi porami, zwiotczałej i zatrutej kosmetykami syntetycznymi.

No,to już wiemy wszystko - pokrzywa na włosy dobrze wpływa :) Jak widać, w każdej postaci. Myślę, że warto wykorzystać jej potencjał i stosować zewnętrznie, Uważam zresztą, że wcierki (alkoholowe, bezalkoholowe, olejowe) to obok suplementacji doustnej najlepszy sposób na porost i wzmocnienie włosów. Cebulki dostają to, czego potrzebują, a masaż konieczny do wtarcia czegokolwiek w skórę głowy zdecydowanie wzmacnia działanie specyfików, pobudza ukrwienie skóry głowy i odpręża :)

Uff, na razie temat ziół chyba wyczerpałam. Koniec wykładu, następne posty będę przyjemniejsze, bo o zakupach :D






wtorek, 18 września 2012

Cudowny tymianek



Dziś miał być post o czymś zupełnie innym, ale wczoraj przeglądałam australijską gazetę Wellbeing i trafiłam na krótka wzmiankę o cudownych właściwościach tymianku w walce z trądzikiem. Zaciekawiona przekopałam net i okazało się, że od jakiegoś czasu krąży poniższa wiadomość, potwierdzająca to, co znalazłam w gazecie:

Naukowcy z Leeds Metropolitan University odkryli, że wyciąg z tymianku może być skuteczniejszy w leczeniu trądziku niż niejeden antybakteryjny krem. Naukowcy testowali lecznicze właściwości tymianku, nagietka i mirry.Obserwowali, jak alkoholowe wyciągi z poszczególnych ziół reagują na bakterię Propionibacterium acnes, która jest odpowiedzialna za powstawanie trądziku. Wszystkie ekstrakty roślinne dobrze radziły sobie ze zwalczaniem stanu zapalnego skóry. Wyniki pokazały, że już po pięciu minutach udało się im zniszczyć bakterię. Ale tymianek bez porównania był najlepszy. Okazało się, że działał szybciej i skuteczniej niż zawarty w preparatach i kremach przeciwtrądzikowych nadtlenek benzoilu. (źródło: kobieta.wp.pl).

Wszytko fajnie, tymianek jest ogólnie dostępny - w sklepach spożywczych i aptekach. Ale jak go zastosować na trądzik? Naukowcy w swoich badaniach stosowali alkoholowy wyciąg z tymianku. W naszych aptekach niestety nie znajdziemy takiego ekstraktu, jedyne co udało mi się spotkać to spray Tymsal.

Poniżej jego skład:
Thymi extractum fluidum 1:3 (wyciąg tymiankowy płynny) - 70g, ekstrahent: mieszanina wodorotlenku amonowego (96 g/l), glicerolu (860 g/l), etanolu (760 g/l) i wody (1:20:67,8:111,2), 
Salviae tinctura 1:5 (nalewka z szałwii) -30g ekstrahent: etanol 70%. 
Produkt zawiera 38-47% obj. etanolu.

Spray, oprócz tymianku, zawiera wyciąg z szałwii, też znany ze swoich właściwości bakteriobójczych. Zastanawiam się tylko, jak go stosować? Stężenie alkoholu jest za duże, żeby bezpośrednio psikać nim na twarz. Myślę, że można ewentualnie rozbroić opakowanie i rozcieńczyć całość wodą lub hydrolatem.  

Drugi sposób to zrobienie własnego alkoholowego wyciągu z tymianku - do czego, jako babcia zielarka, zachęcam :)

Słoik wypełniamy w 1/3 lub nieco więcej suszonym tymiankiem. Zalewamy do pełna czystą wódką. Zakręcamy, odstawiamy w ciemne i chłodne miejsce. Codziennie potrząsamy słoikiem, żeby wymieszać zawartość. Po dwóch tygodniach odcedzamy i mamy pełnowartościowy wyciąg z tymianku - wszystko co cenne znajduje się w alkoholu. Całość należy rozcieńczyć, żeby można było przemywać twarz - niestety nie wiem w jakich proporcjach, ale postaram się coś znaleźć na ten temat :)

Dla osób, które kompletnie nie tolerują alkoholu w kosmetykach zostaje wywar z tymianku. 2-3 łyżeczki suszonego ziela zalać szklanką wrzątku, parzyć pod przykryciem przez 10 minut. Ostudzić i stosować jako tonik. Ja bym jeszcze dolała octu jabłkowego, bo uważam, że jest dobry na wszystko :)

I małe włosowe PS - wywar z tymianku działa przeciwłupieżowo i przeciwłojotokowo. Zmniejsza wypadanie włosów. Warto go stosować jako wcierkę na skalp po myciu głowy.






Rozdanie u Ellyski :)



Biorę udział w rozdaniu na blogu ellysska style - mam nadzieję, że mi się poszczęści, bo torba, która można wygrać jest marzeniem mojej Mamy i bardzo, bardzo, bardzo chciałabym móc ją jej sprezentować :) Więc trzymajcie kciuki, zgłaszajcie się i wygrywajmy :)

Rozdanie - klik

poniedziałek, 17 września 2012

Żeluj modeluj - laminowanie podejście drugie

Pierwsze podejście zrobiłam jeszcze przed wybuchem żelatynomanii - jakieś 2 miesiące temu. Szału nie było. Włosy owszem dociążone, ale zauważalnego powalającego błysku ani wygładzenia nie odnotowałam. Końcówki były nadal , a może i bardziej przesuszone, a włosy u nasady były strasznie tłuste już następnego ranka.Wtedy nałożyłam po prostu rozpuszczona żelatynę wymieszaną z maską Gloria.

Tym razem podeszłam do sprawy bardziej analitycznie. Moje włosy są suche i za proteinami nie przepadają, ale jestem pewna, że ich potrzebują. Ale potrzebują tez natłuszczenia i nawilżenia, dzięki którym nie zamieniają się w kompletny puszek, tylko średni puch :D

Wymieszałam więc:

- Łyżkę żelatyny rozpuszczoną w 3 łyżkach gorącej wody
- łyżkę odżywki Garnier Avocado&Karite (mocno emolientowa)
- łyżeczkę miodu (nawilżacz)
- łyżeczkę oleju lnianego 
- kilka kropli aloesu zatężonego 10x (nawilżacz)

Poczekałam aż całość wystygnie - lekko stężała i wyglądała przepysznie - jak budyń śmietankowy (następnym razem zrobię zdjęcie ;) ). Nałożyłam na włosy umyte BDFM i osuszone ręcznikiem. Pod czepek, 
turban i na kanapę z książeczką na jakieś 40 minut :)

Już podczas spłukiwania czułam, że jest dobrze - wydawało mi się, że mam z trzy razy więcej dwa razy grubszych włosów. Włosy gładziutkie, nie zrobił mi się kołtun, łatwo dały się przeczesać palcami. Po zupełnym wyschnięciu okazało się, że mega przesuszone końcówki i zniszczona wierzchnia warstwa nie są jakoś zdumiewająco wygładzone i nadal trochę odstają (jednak zdecydowanie mniej niż zwykle!), ale zdrowsze części włosów były dopieszczone jak nigdy, włosy uniesione u nasady, mięsiste i zdrowe w dotyku. Niestety nie zauważyłam mocniejszego błysku, ale wierzchnia warstwa moich włosów jest naprawdę w kiepskiej kondycji. Chyba zacznę czesać się na bok, żeby je ukryć pod lepszymi włosami spod spodu  ;)




niedziela, 16 września 2012

Wyzwanie - olejowanie



Na początku przepraszam za kilkudniową nieobecność na blogu, ale przez ostatni tydzień spędzałam po 16 godzin przy retuszu zdjęć i nabawiłam się komputerowstrętu :) Naprawdę, ja, zdeklarowana pracoholiczka i internetomaniaczka nie mogłam się zmusić do dobrowolnego otwarcia kompa w celach innych niż praca... Na szczęście skończyłam już tamto zadanie i wracam do normy.

Ponieważ jest mi ciężko zapanować nad swoja pielęgnacja, mimo planu i tak ciągle coś zmieniam ;) to postanowiłam stworzyć sobie wyzwanie - 2 tygodnie testowania JEDNEGO oleju.

Co planuję?

Olejować przez okres 2 tygodni skalp i włosy JEDNYM, wybranym olejem. W ciągu tygodnia na 2 h przed myciem, w weekend na noc. Dzięki temu będę mogła stwierdzić jaki faktycznie wpływ dany olej ma na moje włosy, ich kondycje, porost i pojawianie się baby hair.

Do wyboru mam kilka olei:

Green Pharmacy, Olejek łopianowy ze skrzypem polnym przeciw wypadaniu włosów

olejek łopianowy - skrzyp polny
Green Pharmacy, Olejek łopianowy z czerwoną papryką, stymuluje wzrost włosów

olejek łopianowy - czerwona papryka

- Alterra, Olejek Migdał i papaja - olej sojowy, rycynowy, migdałowy, kukurydziany, sezamowy, z winogron, z papai, z zarodków pszennych, oliwa z oliwek, 


- Własnej produkcji olej pokrzywowy, na bazie oleju sezamowego i lnianego. Zrobiłam zdjęcie pod światło, żeby było widać jaki ma boski kolor :D




Nie zdecydowałam się jeszcze na żaden z nich, więc jeśli chciałybyście poczytać o którymś z nich szczególnie, to zapraszam do komentowania - z chęcią przetestuje w pierwszej kolejności ten wybrany przez Was :)

Marta


czwartek, 13 września 2012

Podkład mineralny w płynie - DIY



Jestem posiadaczką mieszanej, wrażliwej i straszliwie kapryśniej cery. Zapycha mnie parafina, lanolina, gliceryna i wazelina. Składniki, które częściowo przynajmniej znajdują się w podkładach. A niestety, jako że cera jest niedoskonała, to nie nadaje się do pokazywania bez tapety :) Już kilka lat temu wpadłam na mineralne podkłady. W kwestii zapychania okazały się być boskie - nie zapychały, a nawet goiły rożne niespodzianki. No ale, niestety - wysuszały. Poza tym, nakładane solo, w postaci proszku kryły zdecydowanie za słabo (nawet te teoretycznie mocno kryjące). Nakładane w ilości wystarczającej do zakrycia, w kilku warstwach - tworzyły maskę gejszy. Nakładane zwilżonym pędzlem smużyły, mazały się, podkreślały rozszerzone pory,a  w efekcie i tak koszmarnie wysuszały. Rzuciłam je w kąt, wróciłam do Revlona i tyle.

Ale po ostatnich wysypach pomyślałam, ze jednak warto się z minerałami przeprosić. Tylko, jak tu do nich podejść? Ponieważ ostatnio pielęgnuję się głownie olejami, przekopałam się przez Internet i mądre blogi czytając o komedogenności, wnikaniu, wysychaniu i innych właściwościach olei. I pomyślałam co by mój ukochany lniany wymieszać z podkładem Everyday Minerals. Wymieszałam, ale jednak było za tłusto. Pomyślałam o kwasie hialuronowym, ale nie mam akurat na stanie, więc sięgnęłam po nawilżające żelowe serum Marion.


Efekt powalił mnie na kolana. Boskie krycie, superłatwe rozprowadzanie, wysoki poziom nawilżenia, odpowiednia "smarowność" dzięki olejowi, ale jednocześnie dość szybkie wysychanie dzięki dodatkowi żelu. W konsystencji i poziomie krycia wyszedł mi podobny do BB Creamu Skin 79 - przy 2-3 warstwach krycie jest idealne, w jakości HD. A jednocześnie skóra nie jest płasko matowa, choć nie błyszczę się przez dobre 6 godzin, co w moim wypadku jest rekordem świata.

Kolejnym plusem tej metody jest to, że siłę krycia kremu ustalamy same. Podkłady mineralne są bardzo mocno napigmentowane, więc wystarczy niewielka ilość proszku w stosunku do pozostałych 2 składników. Posiadaczki suchej cery mogą wymieszać podkład wyłącznie z olejem. Lepiej jednak nie mieszać z samym żelem, bo otrzymamy pastę, która nijak nie da się równo rozprowadzić. Możliwości jest niezliczona ilość- ulubiony olej bądź ich mieszanka, dowolny  w sumie żel - może być drogeryjny, jak mój Marion, może być kwas hialuronowy, może być żel aloesowy - co czyja cera lubi :) Eksperymentując z proporcjami możemy uzyskać cała gamę produktów - od kremu tonującego po korektor o sile krycia Dermacolu :)

Postaram się wrzucić kilka zdjęć mojej twarzy przed i po, ale pewnie dopiero jutro, bo dziś się światło dzienne kończy :(

Marta

wtorek, 11 września 2012

Jak to z naftą było...

Do stosowania nafty na skórę twarzy, głowy czy włosy miałam raczej negatywne podejście. Unikam parafiny, wazeliny, a mam się maziać oczyszczoną ropą naftową? Ostatnio jednak trafiłam na widziany już kiedyś sposób na pozbycie się zaskórników - http://pieknoznatury.blogspot.com/2011/05/tonik-na-zaskorniki-z-olejkiem.html a także na wpis BlondHairCare o płukance z nafty i ulubionej maseczce Anwen. Pomyślałam, że skoro tak zaprawione w bojach włosomaniaczki jej używają, zaryzykuje i ja :)



Kupiłam naftę w pobliskiej aptece, wersję z dodatkiem oleju rycynowego, za zawrotną sumę 6 zł. Ponieważ moje włosy spotkał ostatnio lekki przesusz z powodu małej ilości snu, a dużej ilości pracy i wypalanych papierosów na pierwszy ogień poszła maseczka. Nałożyłam, trzymałam około 2 h i zmyłam. Na szczęście nafta utopiona w żółtku i innych olejach zmyła się łatwo przy pomocy Facelle. Nie podrażniła skalpu. Włosy po umyciu były, hmm, duże :D Mięsiste, nawilżone i natłuszczone. No właśnie - ta tłustość niestety brzydko wylazła już następnego dnia rano, w pracy siedziałam z obrzydliwymi strąkami zamiast grzywki :( Po następnym myciu wszystko wróciło do normy - podejrzewam, że mimo wszystko niedokładnie zmyłam maseczkę albo włosy dostały taką porcję odżywczych składników, że nie wszystkie zdołały wypić. Mimo tej małej niedogodności na pewno będę wracać do tej metody - taka maska na full wypasie robiona raz w miesiącu może przynieść długofalowe skutki. Ale polecam raczej w weekend spędzany w domu niż dzień przed randką :)

Przy którymś z kolejnych myć wypróbowałam płukankę. I tutaj pełen zachwyt :) Naprawdę, spokojnie mogłam nie użyć żadnego silikonowego wspomagacza. Włosy błyszczały się niesamowicie, były miękkie, puszyste, mięsiste. Nie przetłuściły się szybciej, ale czułam, że sa pokryte ochronną warstewką. NA pewno będę do niej wracać, może nie co każde mycie bo boję się przesuszenia na dłuższą metę.

Ostatnim zabiegiem naftowym na który się na razie zdecydowałam było wyszorowanie twarzy mieszanką nafty i olejku pichtowego, Rzeczywiście, tam, gdzie miałam skupiska zaskórników skóra wyraźnie się oczyściła - wacik, mimo wcześniejszego umycia twarzy, był czarny :D Zachwycona wklepałam krem i poszłam spać. Niestety, rano okazało się, że albo zbyt mocno przyłożyłam się do szorowania, albo ta mieszanka jest dla mnie zbyt hardcorowa :( skóra na brodzie i czole była czerwona, ściągnięta, przesuszona. Teraz cudnie się od kilku dni łuszczy... Może spróbuje znów tej metody, bo okazała się dość skuteczna w walce z czarnymi wrogami na moim nosie i brodzie, ale na pewno w wersji delikatniejszej i krótszej.

Nie próbowałam jeszcze wcierać nafty we włosy i skalp solo. I nie wiem czy się odważę :D

Macie jakieś doświadczenia naftowe? Czego warto jeszcze spróbować, a czego raczej unikać?

Marta

poniedziałek, 10 września 2012

Mój pierwszy TAG :)


I stało się - zostałam oTAGowana po raz pierwszy :) przez Kamilę na blogu capelllibelli.blogspot.com
Bardzo Ci dziękuję Kamilo, dzięki Tobie poczułam się pełnoprawną bloggerką z krwi i kości :)


Zasady:
 - otagować 15 blogów,
- ujawnić 7 faktów o sobie,
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu

1. Jestem dogomaniaczką.
Miałam 3 dogi niemieckie, niestety wszystkie już odeszły. Marzę o czwartym - na razie śledzę wątki adopcyjne i wzdycham... To najlepsze, najspokojniejsze, najmądrzejsze psy na świecie :) I największe ;)
2. Mam ADHD.
Niestety, nie w potocznym rozumieniu, tylko zdiagnozowane. Mam problemy z koncentracją, robię tysiąc rzeczy naraz... Gubię ważne dokumenty, klucze, zapominam o spotkaniach, terminach. Ale dzięki tej przypadłości nauczyłam się wielu rzeczy, żeby mieć zajęte ręce, poza tym mogę szybko przyswoić duża ilość faktów.
3. Dwa razy w życiu ostrzygłam się na zero.
Nie pamiętam co mnie podkusiło - chyba ciekawość :) Za pierwszym razem kuzynka płakała jak mi obcinała włosy. Za drugim razem zrobiłam to sama. Za każdym razem byłam zachwycona wyglądem :) Ale chyba już tego nie powtórzę bo jestem za stara.

4. Uwielbiam czekoladę.
Mogłabym się odżywiać wyłącznie nią. Niestety, coraz bardziej to widać na wadze i w moich biodrach :(
5. Maniakalnie szydełkuję :)
Nauczyłam się szydełkować na studiach, z nudów, przy okazji zajęć z tkaniny. Od tamtej pory robię to wszędzie - w samochodzie, w pociągu, w kolejce, na poczcie, w domu :) Najchętniej robię takie małe zabaweczki - amigurumi i rozdaję je znajomym :)

    
6. Nie cierpię robić zakupów w galeriach handlowych. 
Po prostu nie-  żle się tam czuję, nie umiem na nic zdecydować, zawsze szkoda mi pieniędzy i najczęściej wychodzę z tym, czego wcale nie chciałam...
7. Prowadzę drugiego bloga.
Składającego się z samych rysunków. Zaczęłam już bardzo dawno, niestety wrzucam obrazki bardzo nieregularnie, najczęściej zrywami - jest bardzo praco- i czasochłonny

To tyle o mnie :)

Wiem, ze powinam oTAGować kolejnych 15 blogów, ale niestety jestem w blogosferze zupełnie początkująca i nie mam jeszcze tak szerokich znajomości... Poza tym, większość z moich obserwowanych i podglądanych bloggerek już ten TAG uzupełniała. Ale, jeśli ktoś będzie miał ochotę, to proszę czuć się przez mnie oznaczonym :)

niedziela, 9 września 2012

Zakupowo - wrzesień

Mimo silnego postanowienia oszczędzania i zdenkowania tego, co mam, nie udało mi się uniknąć kilku pokus i kilku koniecznych uzupełnień. Produkty raczej szeroko znane, ale gdybyście chciały przeczytać więcej o którymś to chętnie podzielę się wrażeniami :)

Włosowe zakupy z osiedlowych drogerii i apteki:


Nafta z olejem rycynowym - wkrótce napisze więcej bo już jestem po pierwszych testach.
Jak tylko zobaczyłam olejki GP w zawrotnej cenie 6,50 zł/szt od razu kupiłam 2, ale zacznę używać dopiero po wykończeniu Heenary i Amli.
Mrs Potter's z aloesem - do OMO i mycia odzywką, bo kończy mi się Hegron.
Biovax do włosów słabych i wypadających.
Szampon Barwa z żurawiną - do oczyszczania raz na 2 tygodnie. Bosko pachnie i wygląda jak owocowa galaretka :)
Ziaja - odżywka Intensywna Odbudowa b/s - średni skład, ale potrzebowałam na gwałt czegoś do rozczesywania. Chyba oddam narzeczonemu ;)

Włosowe zakupy ze sklepu fryzjerskiego:



Farby Majirel 9,1 i 9,22. Farbuję chemicznie i nie zamierzam na razie raczej tego zmienić. KOlory dobrane przez nieocenioną Mysię :) Efekty wkrótce.
Kallos Latte do podproteinowania kłaczków.
Kallos Placenta - jestem zła, bo wrzuciłam do koszyka bez zastanowienia :/ Ma kiepski skład, nie wiem czy będę jej używać...

Zakupy twarzowe - z apteki:
Moja codzienna pielęgnacja właściwie ogranicza się do OCM z olejkiem pichtowym, hydrolatu lawendowego, serum migdałowego z   BU i odrobiny oleju lnianego na dzień. Ale skusiłam się na promocję w aptece:


Zestaw micel + krem z wit. C za kilkanaście złotych. Micel zawsze się przyda, a do kremu będę robić podejście. Moja cera nie lubi kremów w ogóle, ale czas leci nieubłaganie i trzeba ja trochę odżywić. Nie wierzę specjalnie w stabilność witaminy C w tym kremie, ale ma przyjemny skład i kwas hialu, wiec nie powinien mi zaszkodzić  :)

Last but not least:
Zdobycze wymiankowe - cudowna paczuszka od Blanki:
Gliss Kur - odzywka b/s krem&olejek
Alma Dabur
Odżywka Eveline diamentowa
Garnier BB Cream - dla mojej Mamy :)









Trochę się tego jednak uzbierało, a jeszcze powinnam uzupełnić półprodukty...

Marta

piątek, 7 września 2012

Uwaga kwasssssss :) Serum migdałowe AHA 10& z BU


Idzie jesień, nie ma na to rady :)

A skoro idzie jesień to ja wyciągam z lodówki kwasy i zaczynam akcję oczyszczania, wygładzania i poprawiania mojej cery po lecie.

Po próbach z różnymi preparatami, z zawartością różnych kwasów w różnych stężeniach (Lysanel - AHA/BHA, Glyco A - AHA,  Triacneal - AHA, Cleanence K -AHA, Tonik z kwasami AHA/BHA BU) najbardziej polubiłam się z kwasem migdałowym.

Kwas migdałowy należy to  kwas alfa-hydroksylowych (AHA), działa złuszczająco, antybakteryjnie i przeciwstarzenio. Ma silne działaniem antybakteryjne. Niszczy bakterie z rodzaju Staphylococcus aureus, Bacillus proteus, Escherichia coli, Aerobacter aerogenes.


Kwas migdałowy działa łagodniej i bezpieczniej na skórę niż np. popularny kwas glikolowy.Reguluje odnowę komórkową, złuszczając wierzchnie warstwy naskórka, tym samym poprawia strukturę i koloryt skóry oraz działa przeciwzmarszczkowo, z drugiej strony wykazuje silne działanie antybakteryjne, dzięki temu łagodzi stany zapalne skóry, goi wypryski i zmiany trądzikowe. Nie powoduje podrażnienia, zaczerwienienia, silnego łuszczenia skóry oraz przebarwień pozapalnych.

Moim ulubionym produktem jest Serum migdałowe z Biochemii Urody, o 10% zawartości kwasu migdałowego.

Opis producenta:
- Serum w delikatny sposób wpływa na odnowę komórkową skóry, złuszczając zrogowaciałe komórki naskórka, dzięki czemu skóra staje się wygładzona i odnowiona.

- Wykazuje intensywne działanie antybakteryjnie, wspomaga gojenie wyprysków trądzikowych oraz odblokowuje pory skóry, zmniejszając skłonności do zaskórników.
- Dodatek kwasu glicyryzynowego (z lukrecji) zwiększa działanie łagodzące i gojące serum. Wspólnie z kwasem migdałowym, kwas glicyryzynowy przyśpiesza proces redukcji zaczerwienionych blizn potrądzikowych, łagodzi stany zapalne i podrażnienie.
-  Serum poprawia strukturę i koloryt skóry, spłyca drobne zmarszczki powierzchniowe i uelastycznia skórę.
-  Rozjaśnia przebarwienia potrądzikowe i pigmentacyjne. Może być stosowane wymiennie z Serum rozjaśniającym lub Serum AZELO-oliwkowym, jako uzupełnienie kuracji przeciw przebarwieniom skóry.
-  Poprawia stopień nawilżenia skóry.
-  Polecane jako przygotowanie skóry do silniejszych peelingów i zabiegów złuszczających, ułatwia późniejszą regenerację skóry i zapobiega pojawianiu się stanów zapalnych.

Wykonanie:
Serum przychodzi do nas w postaci zapakowanych w pojedyncze woreczki/pojemniki/próbowki, bardzo -Hydrolat z czarnej porzeczki EKO; Postać: przezroczysty płyn,

-Żel hialuronowy; Postać: bezbarwny, przezroczysty, bezzapachowy żel,
- Kwas migdałowy; Postać: biały, krystaliczny proszek,
-Kwas glicyryzynowy (ekstrakt z lukrecji); Postać: biały, słodki proszek,
- Mleczan sodu; Postać: gęsty płyn,
- Glikol BUTYLENOWY; Postać: bezbarwny, przezroczysty płyn,
- Butelka z ciemnego szkła z pipetką wypełniona glikolem, do przechowywania podręcznej porcji serum,
- Plastikowa bagietka,
- Plastikowa pipetka do odmierzania alkoholu,
-  Etykietka na gotowy produkt.


Wykonanie jest banalnie proste - mieszamy składniki w podanej kolejości, przelewamy do dostarczonej buteleczki. Porcję serum na klika dni przelewamy do buteleczki z ciemnego szkła. I gotowe :)

Cena: 40 ml / 28.50 zł 
żródło: Biochemia Urody

Działanie serum jest zauważalne już po pierwszym użyciu. Serum ma przyjemną, dość lejącą, lekko żelową konsystencję. W nakładaniu jest dość aksamitne, bardzo szybko się wchłania, pozostawia na skórze bardzo delikatny, przyjemny film, który znika po około pół godziny. Serum zdecydowanie nawilża, nie musiałam po nim nakładać niczego dodatkowego. Zdecydowanie rozjaśnia i wygładza - efekty są widoczne naprawdę po 2-3 dniach. Na oczyszczenie cery z zaskórników trzeba poczekać nieco dłużej, ale serum naprawdę daje sobie z nimi radę. Dodatkowo przyspiesza gojenie rożnych zmian i zmniejsza je. Mimo alkoholu w składzie jest bardzo delikatne. Może powodować lekki wysyp spowodowany oczyszczaniem  i łuszczenie się skóry, ale niekoniecznie. U mnie wysypu nie było, a liniałam tylko na skrzydełkach nosa. Zwęża pory. Dla mnie - ideał :) Oczywiście, trzeba pamiętać o kremie z filtrem i dodatkowym nawilżaniu w przypadku podrażnienia. Ale ja nie wyobrażam już sobie okresu jesienno-zimowego bez tego serum :) I przymierzam się już do czegoś o silniejszym stężeniu - jakiś peeling?

Marta

PS w następnych notkach o podkładzie mineralnym DIY i zakupach :)


środa, 5 września 2012

Recenzja- Heenara hair oil


Dzisiaj miał być post zakupowy, ale wczoraj zamiast zrobić zdjęcia to padłam do łóżka :(
Dlatego recenzja kolejngo z moich 3 ulubionych indyjskich olei. Od razu zaznaczam, że nie używam żadnego z nich do olejowania długości włosów, bo nie lubią się one z kokosem, który jest bazą wszystkich tych specyfików, jedynie jako wcierkę na skalp, głównie celem pobudzenia wzrostu i wzmocnienia tego, co z głowy dopiero zaczyna wyrastać :)

Bohater dnia, czyli Heenara

lula.pl
 Skład:
Cocos Nucifera (Coconut Oil), Eclipta Alba (Maka), Emblic Myrobalan (Amla), Herpestis Monniera (Brahmi), Hibiscus Rosa-Sinensis (Jaswand), Azadiachta Indica (Neem), Hendychium Spicatum (Kapoorkachli), Lawsonia Alba (Mehendi), Prunus Amygdalus Almond), Aloe Barbadensis (Kumari).

Skłąd jest dużo krótszy niż w przypadku Sesy,na pierwszym miejscu olej kokosowy, za nim Maka,Amla i Neem słynne ze swojego zbawiennego wpływu na włosy. Oleju kokosowego jest dużo, co sprawia, że olejek zastyga w mojewj łazience - nie na kamień, ale z butelki wydobyć się go nie da :) Pachnie ładnie, dość delikatnie, jak orientalne mydełko. Kolor jest intensywnie pomarańczowo-czerwony, zabarwia wodę przy spłkiwaniu, ale włosów na szczęśćie nie barwi :)

Sposób użycia:
Producent zaleca wmasowanie oleju na umytą i osuszoną ręcznikiem głowę- na skalp i długość przez 15 minut, pozostawienie na noc, 2 razy w tygodniu.

Ja używałam na suche włosy - wmasowywałam około łyżki oleju (najpierw rozpuszzczałąm, wkładając butelkę pod kran z gorącą wodą) w skalp, przeczesywałam palcami mniej więcej do połowy długości, zawijałam w pieluchę i szłam spać :) Bardzo łatwo się wmasowuje, szybko i łatwo się zmywa szamponem bez SLS.

Działanie:
Przyspiesza porost - na pewn, choć nie tak dziarsko jak Sesa. Ale za to cudownie nawilża włosy, zmiękcza je i wygładza. Błyszczą się po niej jak szalone. Są mięsiste i gęstsze w dotyku.

Gdzie kupić:
Ja kupuję w sklepie helfy albo na allegro. Cena około 29 zł za 200ml.

wtorek, 4 września 2012

Rozdanie u Craving for Beuaty




Biorę udział w  kolejnym rozdaniu - tym razem u Craving for Beauty.
Polecam wszystkim - cudowne nagrody, same rarytasy i dziś ostatnia szansa na zgłoszenie :) Warto zajrzeć, zgłosić się, ale przede wszystkim poczytać i pooglądać superciekawego bloga :)


Marta


poniedziałek, 3 września 2012

Miesiąc z... CP+drożdze

Postanowiłam podsumować miesięczną kurację wzmacniającą włosy i poprawiającą ich przyrost, czyli kurację drożdżową wspartą łykaniem CP.

Codziennie piłam 1/4 kostki drożdży, zalanych wrzątkiem. Po wystygnięciu odrobinę dosładzałam miodem (pół łyżeczki). I tu uwaga - najlepiej sprawowały się Drożdże Babuni, rozpuszczały się idealnie, nie smakowały też niczym innym poza drożdżami ;) Drożdże Domowe i drożdże z Aro jakich byłam zmuszona kilka razy użyć jako zamiennika, niestety słabo się rozpuszczały, były suche, szybko się psuły i zdecydowanie gorzej smakowały. Dla mnie smak napoju drożdżowego jest bardzo dobry, pod warunkiem, że drożdże są naprawdą naprawdę świeże i się rozpuszczą. Mam wprawę w piciu drożdży, Babcia w dzieciństwie robiła mi taki drożdżowy napój :)

Do tego łykałam 2 tabletki CP - najpierw bałam się, że przesadzę z ilością witamin z grupy B, ale doczytałam, że drożdże zawierają bardzo mało witaminy B5 (lub wcale - zależnie od źródła), poza tym jako witaminy rozpuszczalne w wodzie powinny się naturalnie wydalić, jeśli dostarczymy ich nadmiar.

Efekty - włosy:

Po pierwsze - przyrost. Dwa tygodnie temu farbowałam odrost, teraz sięga już 1-1,5 cm, w zalezności od miejsca na głowie. Czyli średnio w  ciągu miesiąca włosy urosły mi o min. 2 cm, co poczytuję za duży sukces, jako że zawsze rosły zdecydowanie wolniej.

Po drugie - baby hair :) Całe stada, szczególnie nad czołem i na skroniach, Ale kiedy włożę palce między włosy, czuję że jest ich zdecydowanie więcej, więc nowe musiały wyrosnąć wszędzie :)

Po trzecie - włosy lepiej trzymają się głowy. To chyba głownie efekt używania CP, bo kiedy przez kilka dni o nim zapomniałam, znów zaczęły mocnej wylatywać :(

Efekty - cera:

Wow. Tu jestem naprawdę pod wrażeniem! Cera gładka, zdecydowanie mniej podrażniona, znacznie lepiej radzi sobie z sezonową alergią.  To działanie przypisuję CP :)
Pojawiło mi się zdecydowanie mniej wyprysków, 2 małe pryszczyki przed @ uważam za bardzo dobry wynik. Wysyp się nie pojawił na szczęście.

Dodatkowe efekty "uboczne" :)

Zdecydowanie poprawił się mój stan psychiczny. Lepiej mi się śpi, łatwiej wstaje, jestem bardziej skoncentrowana, a pod koniec dnia w pracy nie czuję się jak wyżęta szmata.

Zamierzam kontynuować kurację przez wrzesień i październik, a w listopadzie zrobić sobie przerwę.

Marta




sobota, 1 września 2012

Plan pielęgnacji na wrzesień

Spóźniony ten plan, w zanadrzu jeszcze ze trzy posty, które miałam napisać w sierpniu, ale niestety - 3dniowa awaria internetu w domu, a w pracy tyle roboty, że wychodziłam po 12 godzinach, marząc o weekendzie...

Do sedna więc :)

Opracowałam plan pielęgnacji na miesiąc. Starałam się ograniczyć wybrane produkty - po pierwsze dlatego, żeby zobaczyć co tak naprawdę każdy z produktów robi, a po drugie dlatego, że muszę zdenkować (hihi, jak ja lubię to słowo - kojarzy mi się z imieniem  Zdeněk  ;) ) kilka produktów - olejek Heenara, olejek Amla (nabyty drogą wymianki z Magdą - bardzo dziękuję, kochana :*), Isanę babassu, odżywkę Hegron

To pierwszy taki plan pielęgnacyjny w moim życiu, mam nadzieję, że dzięki niemu uda mi się okiełznać ADHD, które do tej pory skutecznie uniemożliwiało mi cierpliwą, systematyczna pielęgnację i cierpliwą obserwację wyników... Będę bardzo wdzięczna za wszelkie uwagi, komentarze, propozycje, porady :)

Codziennie:
- mycie włosów metodą OMO (Isana babassu/Mrs Potters z aloesem - balsam Babydream - Isana babassu)
zamiennie z
- myciem włosów odżywką (Mrs Potters z aloesem/Hegron)
+ zabezpieczenie końcówek (Mythic Oil L'Oreal)

Co 2. dzień:
- olej na skalp i włosy na 2 godziny (Heenara, Amla)

Raz w tygodniu (weekend):
- olej na skalp i włosy na całą noc
- maska nawilżająca/emolientowa (Biovax do słabych i wypadających, Gloria z dodatkami (aloes, miód, gliceryna, olej lniany)

Raz na dwa tygodnie;
- maska proteinowa (Kallos Latte, DIY - żółtka, miód, jogurt, maska lub  laminowanie żelatyną)
- oczyszczanie szamponem z SLS (Barwa)

Suplementy:
codziennie picie drożdży, Calcium pantothenicum 2 tabletki, tran - 1 łyżka

Mam nadzieję, że uda mi się trzymać planu, bo mam straszne problemy z cierpliwością i na pewno będzie mnie ciągnęło do nowych zakupów... A naprawdę chciałabym usystematyzować pielęgnację, żeby już nie słyszeć, że znów tuninguje swoje włosy, podczas moich nieustających eksperymentów ;)

Marta