wtorek, 12 lutego 2013

Jak polubiłam proteiny

Hasło "proteiny" wzbudza wśród początkujących włosomaniaczek respekt i lekki popłoch. Realna wizja otrzymania miotły zamiast odżywionych pukli potrafi skutecznie odstraszyć od ich stosowania. Sama, po nieudanym eksperymencie z cysteiną wyrzuciłam z domu wszystkie proteiny. Wtedy miałam jednak bardzo zniszczone, mocno rozjaśnione i łamiące się w palcach włosy. Kiedy pozbyłam się zniszczeń (jedyną słuszną metodą - obcinając) kontynuowałam emolientowo-humektantową pielęgnację, do czasu kiedy ostatnio moje włosy powiedziały DOŚĆ!  Wyraźnie przekarmione postanowiłam porządnie oczyścić szamponem z SLS                  i wspomóc proteinami. 


Pełna obaw sięgnęłam najpierw po proteiny wielkocząsteczkowe - tradycyjną maseczkę z żółtka z naftą, płukanki z mleka. Efekt? Włosy zdecydowanie zyskały na mięsistości, przestały być tak strasznie mięciutkie i lejące. Poza tym zauważyłam, że proteiny pomagają uzyskać efekt większej objętości czupryny i trochę opóźnić przetłuszczanie. Proteiny o dużych cząsteczkach mają do siebie to jednak, że nie uzupełniają ubytków we włosie, a jedynie kondycjonują, pozostając na powierzchni. Efekt pozostaje więc wyłącznie do następnego mycia.

Skoro proteiny przestały być mi takie straszne  postanowiłam sięgnąć po te o małych cząsteczkach, hydrolizowane, a szczególnie po znienawidzoną kiedyś keratynę :) Tylko te małe cząsteczki są w stanie wbudować się w strukturę włosa na dłużej i "zacementować" jego ubytki. Sporządziłam sobie taką oto mgiełkę, którą stosuję po myciu na wilgotne włosy, a czasem też na suche, żeby je odświeżyć, poskromić i zafundować im lekki push up. 

Mgiełka proteinowa (modyfikacja przepisu z ZSK)

90 ml wody/hydrolatu
3 ml kolagenu z elastyną
5 ml keratyny
1 ml D pantenolu

Do tego dodałam kroplę jedwabiu CHI, żeby nie było za "sucho". Moje włosy obciąża nawet kropelka nałożona bezpośrednio - a ta minimalna ilość z mgiełki jest idealna :)

Jestem zachwycona tym sposobem dostarczania protein. Zawsze po myciu stosuję jakąś emolientową maskę, więc mgiełka nieco niweluje ewentualny efekt przyklapu, a mam pewność, że nie przeproteinuję włosów.

Teraz wiem, że proteiny stosowane na głowie z głową są niezbędne i bardzo pomocne. Pamiętać trzeba tylko, że jak to kiedyś przepięknie napisała Czarownicującaproteina to głupia cząsteczka, które żre i pije co znajdzie. Jeśli dostarczymy niewystarczającą ilość wody i olejów razem z proteinką - zamiast efektu WOW spowoduje efekt Piorun w Miotłę - suche siano podatne na łamanie. 

Amen ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz