Udało mi się zużyć aż całe 3 produkty włosowe (jestem w tym baaaaaardzo wolna) nawet przed końcem września, ale z braku czasu post pojawia się dopiero dziś niestety :/
Są to produkty dość dobrze wszystkim znane, takie, które od zawsze chciałam wypróbować. Czy było warto? O tym poniżej :)
Maska Gloria
Produkt , którego nikomu nie trzeba przedstawiać - maska o bardzo prostym składzie, bez silikonów, z wyciągiem z szyszek chmielu i prowitaminą B5. Według obietnic producenta ma regenerować i wzmacniać zniszczone włosy. U mnie tego niestety nie zrobiła, natomiast jest świetną bazą do wspomagania półproduktami, zarówno tymi specjalistycznymi, jak i z naszej lodówki. Jest trudno dostępna, swoją kupiłam przez internet przy okazji innych zakupów. Cena niziutka, około 5-6 zł (przesyłka jest droższa niż sam produkt).
Czy kupię ponownie: nie wiem, jeśli dorwę gdzieś stacjonarnie to na pewno, raczej nie zamówię już przez internet, bo i tak mam strasznie długą listę masek, o których marzę :)
Odżywka Isana z olejkiem babassu
Kolejny sztandarowy produkt niemal każdej włosomaniaczki :) Mnie nie powaliła na kolana, ale sprawowała się nieźle. Była genialna jeśli chodzi o pierwsze O w OMO, lub samodzielnie do mycia, kiedy chciałam rozpieścić swoje włosy. Świetnie się też dawała wzbogacać półproduktami. Teraz muszę przetestować jej inne siostry :)
Czy kupię ponownie: nie, bo Rossmann wycofał ją własnie kiedy mi się skończyła :/ Dobrze, że jest kilka innych z tej serii, na pewno wypróbuję. Może polecacie którąś szczególnie?
Kuracja Joanna Rzepa
Nie zużyłam całej, tylko połowę, którą dostałam w ramach wymianki z Kamilą. Nie używałam wcierki zbyt oszczędnie więc starczyła mi na tydzień. Po tak krótkim czasie nie widać specjalnych efektów, mam jedynie wrażenie, że trochę przesuszyła mi włosy. Ma genialne opakowanie - to najlepszy sposób aplikacji wcierki, jaki kiedykolwiek widziałam.
Czy kupię ponownie: tak, już nawet zakupiłam :) Ale teraz jako wcierka poleci Jantar, bo zależy mi nie tylko na przyroście, ale głównie na przyroście i poprawie kondycji włosów.
Aaaa, i zdenkowany przed chwilą Hegron - odżywka bez spłukiwania. Przyznam się, że końcówkę wlałam do pralki zamiast płynu do płukania. To jest dziwny produkt - pamiętam, że używała tej odzywki jeszcze moja Babcia :) i kojarzy mi się z głebokimi latami 90. To kolejna odzywka, która nic nie robi, poza zmiękczaniem. Ale jako myjadło sprawdziła się bardzo dobrze. Ładnie emulgowała oleje, dobrze współpracowała z szamponami. Mimo rzadkiej konsystencji wcale nie chciała się skończyć, więc jest dość wydajna. Cena -niziutka, około 7 zł za 500 ml.
Czy kupię ponownie: nie wiem, jest w asortymencie pobliskiego kiosku, więc jeśli zapałam chęcia jej ponownego posiadania to raczej nie będę musiała daleko szukać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz